Dwudziestojednoletnia dziewczyna, którą nazwę Heleną, szukała pomocy psychiatry. Była głęboko
znerwicowana. Z powodu swoich emocjonalnych kłopotów musiała zrezygnować z posady sekretarki. Lekarzowi
powiedziała, że jej zdaniem powinna trafić do szpitala psychiatrycznego i poprosiła o skierowanie. Kiedy spytał ją o
powód, odparła, że jest psychicznie chora. Psychiatra bezskutecznie próbował ją uspokajać, a ponieważ miał już
bardzo wielu pacjentów, skierował ją do mnie.
Wkrótce znaleźliśmy wytłumaczenie jej stanu. Kiedy miała dziesięć lat, matka nakryła ją na onanizowaniu się i
surowo za to ukarała. Potępiła samogwałt jako zło i zaprowadziła Helen do lekarza, który powiedział, że jeśli nie
zaprzestanie tego, to "jako osoba dorosła zwariuje". Takie podejście do sprawy onanizmu jest szeroko
rozpowszechnione i niejednokrotnie służy jako argument mający go wyperswadować.
Ponieważ Helen miała silny popęd seksualny, nadal się onanizowała, czemu towarzyszyły zawsze silne wyrzuty
sumienia. Teraz miała dwadzieścia jeden lat i była dojrzałą kobietą. Nie mogła zapomnieć tego, że lekarz
powiedział, iż może kiedyś postradać zmysły. Jej zły stan psychiczny i nieustanne zdenerwowanie potwierdzały
jego prognozę. Uważała więc, że jest osobą chorą umysłowo. Kiedy jednak wytłumaczyłem jej, skąd się bierze ten
pogląd, odetchnęła z ulga i rozluźniła się. Podczas masturbacji odczuwała co prawda przyjemność, ale strach
przeszkadzał jej cieszyć się pełnią życia. Nie mogła więc dotychczas na przykład zakochać się bez reszty, nie
mówiąc już o podjęciu decyzji o zamążpójściu. Mniej więcej sześć miesięcy później zatelefonowała do mnie i
oznajmiła, że właśnie wyszła za mąż i jest bardzo szczęśliwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz