Pacjentka, 39 lat, z nieślubną córką, dwa nieudane małżeństwa, próba samobójcza dziesięć lat temu, referentka w biurze.
Pacjentka zjawia się w gabinecie z powodu poważnych problemów związanych z poczuciem własnej wartości. Od czasu do czasu ulega na ulicy lub w tłumie atakom lęku, ponieważ się obawia, że wszyscy na nią patrzą i wiedzą, jak wyglądało jej dotychczasowe życie. Także w innych sytuacjach nie potrafi zachowywać się naturalnie i swobodnie wobec innych.
Mówi o sobie, że jest bardzo skrupulatna, punktualna i całkowicie poświęca się córce. Wyraźnie widać, jak bardzo zależy jej na zachowaniu pozorów.
Trzy seanse hipnozy, uzupełnione wyjaśniającymi rozmowami o jej przeszłości i obecnej sytuacji, doprowadzają do prawie całkowitego cofnięcia się dolegliwości. Czuje się znów tak dobrze, że terapię można by uznać za skończoną. Podczas końcowego, czwartego seansu skarży się jednak na te same dolegliwości, demonstracyjnie przeżywając w hipnozie skurcze w dolnej części brzucha. Ustępują one dopiero po obietnicy kontynuowania terapii.
Podczas następnych seansów nieustannie narzeka na złe samopoczucie fizyczne, połączone z mdłościami, zawrotami głowy i odruchami wymiotnymi.
Zaczyna wątpić w skuteczność terapii. Dopiero po pięciu tygodniach zdobywa się na wyznanie swojej „miłości" do terapeuty, która zdążyła się z czasem przekształcić w nienawiść. Przedtem bardzo się wstydziła o tym mówić. Równocześnie spontanicznie uświadomiła sobie przyczyny tych uczuć. Do dwudziestego roku życia jej jedyną wielką miłością był ojciec. Uważała jednak, że poświęcał jej zbyt mało uwagi. Przyznaje, że wówczas była wręcz zazdrosna o jego drugą żonę i jej syna i że nawet dzisiaj jeszcze nienawidzi macochę. Miłość do ojca przeszła początkowo w rozczarowanie, później w nienawiść. Dokładnie taką samą reakcję przeżywała w małżeństwie ze swoimi partnerami, co stało się decydującą przyczyną rozpadu obu małżeństw, a także związku pozamałżeńskiego.
Tak samo reagowała również na terapeutę. Zakończenie leczenia było dla niej równoznaczne z pozbawieniem miłości, na co zareagowała objawami fizycznej choroby, by uzyskać przedłużenie terapii. Niezależnie od tego jej miłość jednak zmieniła się w nienawiść, co spowodowało gwałtowne odrzucanie sugestii terapeuty.
Kiedy zrozumiała te zależności, poczuła się tak, jakby zrzuciła z siebie przytłaczający ciężar. Leczenie hipnozą zaczęło skutkować, a rozpoczęty proces dojrzewania osobowości i pokonywania przeszłości przebiegał w przyspieszonym tempie. Mimo tych korzystnych wyników terapeuta pozostawał nadal przedmiotem jej zmiennych uczuć wobec ludzi, z którymi zetknęła się w przeszłości.
Można uznać, że pacjentka jest wyleczona. Objawy zniknęły, zachowanie wobec otoczenia unormowało się.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz