Nadejdzie czas , kiedy choroba jako efekt opacznych myśli będzie hańbą

Oldi Tube

sobota, 5 czerwca 2010

Sfera współczucia

Współczucie powstaje u źródła życia. Gdy pogłębi się samoświadomość, gdy zacznie docierać do źródła życia, współczucie pojawia się samorzutnie. Wywołuje je samoświadomość. Współczucie jest cechą ludzi chętnie okazujących życzliwość. Ze swej natury jest czymś, co nigdy nie wymaga wysiłku, nigdy nie jest powierzchowne. Jest to świadomość życzliwości, żal wobec cierpień drugiego człowieka i pragnienie niesienia ulgi. Spośród wszystkich uczuć, jakie psychika ludzka potrafi wytworzyć, współczucie jest uczuciem najdelikatniejszym i daje najwięcej zadowolenia.


Podobnie jak wszelkie tkliwe uczucia, współczucie - jeśli jest wiernie opisane - znajduje odzew u słuchacza. Oto słowa, jakimi Szekspir przemawia przez Porcję, w Kupcu weneckim :


Dla miłosierdzia nikt przymusu nie ma;
Ono jak kropla niebieskiego deszczu
Spływa na ziemię, dwakroć błogosławi
Tego, co daje, i tego, co bierze.
Ono z potężnych jest najpotężniejsze;
Przystoi królom lepiej niż korona.
Berło ich świadczy doczesną potęgę,
Obudzą w sercach bojaźń majestatu
I groźne myśli o królów potędze;
Lecz miłosierdzie od władzy tej wyższe,
W królewskich sercach jego panowanie;
Ono jest Boga samego przymiotem .


Miłosierdzie, współczucie i życzliwość nie są przymiotami uczuć wyłącznie człowieka. Rozwinęły się z powszechnych tendencji w naturze, zgodnie z procesem ewolucji. Wszelkie żywe organizmy przedkładają w swych zachowaniach dobro całości nad dobro poszczególnej części. Komórki pracują nie dla siebie, lecz dla całej tkanki, której są częścią. Podobnie zachowują się tkanki; pracują one zgodnie, by zapewnić całość narządów, narządy zaś dążą do utrzymania w całości danego organizmu. Współczesna biologia uważa to za swego rodzaju altruizm, zaprogramowany genetycznie. Każda część żywego organizmu gotowa jest zginąć, by zabezpieczyć całość genetyczną większej jednostki.


Nazywam ten proces zaczątkiem współczucia, gdyż każda komórka „współodczuwa" potrzeby pozostałych komórek i automatycznie na nie reaguje. Jako cecha ludzka, współczucie jest być może czymś wzniosłym, lecz i ono wykazuje normalną kontynuację podstawowego instynktu naturalnego. Bez niego nie ma wyleczenia. Współodczuwanie samorzutnie mobilizuje organizm i rozbudza pragnienie, żeby wyzdrowieć. Gdy zjawiska tego brak, wnosi je lekarz. Bez współczucia zabiegi lekarskie niewiele pomogą. Przepływ współczucia ze strony lekarza uruchamia złożoną serię reakcji biochemicznych, które ostatecznie wpływają na proces leczenia na poziomie fizjologicznym.


Norman Cousins trafnie to określa, pisząc o pacjentach i ich „nagromadzonych potrzebach emocjonalnych; pragną poczuć się pewnie; chcą, by ktoś ich wysłuchał; chcą czuć, że lekarzowi zależy, że mu bardzo zależy na tym, by żyli, by nie umarli. Chcą wiedzieć, że lekarz o nich myśli". To ostatnie - skupienie na sobie myśli lekarza - uważam za największą siłę w procesie leczenia, wymaga bowiem od niego wypływu uczucia z najsubtelniejszego poziomu; wymaga współodczuwania u źródła życia.


Współczucie nie jest tym, co zwykliśmy nazywać altruizmem. Gdy się nad tym zastanowić, jest to mechanizm służący temu, kto daje, w jakiś bowiem sposób tego człowieka odmładza, przywraca mu spokój. Leczy leczącego. Niedostatek współczucia oznacza, że jest się izolowanym od uczuć innych ludzi, a to jest stan niebezpieczny, wywołujący choroby. Mimo iż współczucie jest cechą wrodzoną, dobrze jest pomóc mu wzrastać i się rozwijać. Oto co pisze o kultywowaniu współczucia tybetański duchowny buddyjski, Tarthang Tulku Rinpoche:


„Wszystko jest zadziwiająco z sobą powiązane. Gdy to staje się jasne, każdy związek zaczyna opierać się na miłości - nie na miłości wyrachowanej, lecz na naturalnej życzliwości do wszelkiego stworzenia; naturalnej otwartości, opartej na naturalnym zrozumieniu wzajemnych powiązań. Stopniowo cała idea motywacji własnej zanika. Okazuje się, że kiedy jej nie ma, kiedy nie działamy w interesie własnym, wtedy wszystkie sprawy zostają rozwiązane. Indywidualne problemy przestają istnieć."


Jest to dla mnie bardzo inspirujące. Idealny stan umysłu - „Nie mam problemów" - rozwija się w nas i zwyczajnie staje się częścią życia. Nie jest narzucony, nie trzeba o niego zabiegać. Trzeba natomiast - jak pisze dalej Tarthang - zrozumieć, że inni ludzie są częścią naszego życia:


„Im więcej dowiaduję się o problemach innych ludzi, tym łatwiej rozwiązują się moje własne. Tak więc ważne jest, by dostrzegać problemy innych ludzi... Poznanie drugiego człowieka wzbogaca poznanie siebie samego; poznanie siebie samego zwiększa współczucie; współczucie zwiększa poznanie drugiego człowieka. Wszystko tu ściśle się zazębia i wejść do tego kręgu można jedynie wtedy, gdy przestaniemy nadmiernie przejmować się własnymi sprawami."


Rozmaite szkoły współczesnej psychologii głębi, od psychoanalizy począwszy, są w pewnej mierze odpowiedzialne za popieranie nadmiernej koncentracji człowieka na własnych problemach. Być może Wschód nie urzeczywistnił idei oświecenia we wszystkich warstwach swego społeczeństwa, ale z wielką korzyścią przyswoił sobie istotną ich część, mianowicie, że trzeba być w pełni oddanym wszystkim istotom czującym; sam Budda znany jest wszędzie jako „ten, który współczuje". Zajmowanie się wyłącznie własnymi sprawami nie jest oznaką rozwoju wewnętrznego. Jest dowodem zawężonego, ograniczonego pola widzenia, a współczucie nas z niego wyprowadza.


Wobec współczucia wszyscy stajemy się równi. Jesteśmy częścią bezmiaru życia Wszechświata i należy się nam równe w nim miejsce. Widać to wyraźnie, ilekroć nasze postrzeganie staje się czystsze. Nie potrafię wyrazić dokładnie, co mam na myśli. Znacznie lepiej wyjaśnia to w swym poemacie wielki poeta bengalski, Rabindranath Tagore:


Upagupta, uczeń Buddy, spał leżąc w
kurzu pod murami miasta Mathury.
Lampy wszystkie byty pogaszone, drzwi pozamykane, a
gwiazdy wszystkie kryło mroczne, sierpniowe niebo.
Czyjeż to stopy, pobrzękując łańcuszkami,
dotknęły z nagła jego piersi?
Obudził się zaskoczony, a światło z lampy
kobiety padło na jego pełne przebaczenia oczy.
Była to tancerka, ugwieżdżona klejnotami,
Okryta bladoniebieskim szalem, upojona winem
swej młodości.
Zniżyła lampę i ujrzała młode oblicze
pełne surowego piękna.
„Wybacz mi młody asceto," rzekła kobieta,
„Łaskawie zajdź do mego domu. Zakurzona ziemia
nie jest stosownym dla ciebie łożem."
Młody asceta odparł, „Kobieto,
idź swoją drogą;
Gdy nadejdzie czas, przyjdę do ciebie."
Wtem czarna noc pokazała swe szpony -
- błysnęło.
Burza pomrukiwała na skraju nieba, a
Kobieta zadrżała w obawie przed czymś groźnym,
nieznanym.
Nie upłynął nawet rok.
Był wieczór kwietniowy, pora wiosny.
Wesołe dźwięki fletu napływały,
niesione ciepłym, wiosennym powiewem.
Mieszkańcy poszli do lasu
na święto kwiatów.
Pośrodku nieba widniał księżyc w pełni;
wpatrywał się w cienie milczącego miasta.
Młody asceta szedł opustoszałą ulicą,
A ponad nim, w gąszczu mango, zawodziły
usychające z miłości koele.
Upagupta minął bramy miasta i
stanął u podnóża wałów.
Czyżby to kobieta leżała u jego stóp,
w cieniu gaju mangowego?
Dotknięte czarną zarazą, ciało jej
znaczyły wykwity ospy.
Usunięto ją spiesznie z miasta,
By uniknąć trującego z nią kontaktu.
Asceta siadł przy niej, złożył jej głowę
na swych kolanach,
I zwilżył jej wargi wodą, a
ciało natarł balsamem sandałowym.
„Kim jesteś, o miłosierny?" zapytała kobieta.
„Czas w końcu nadszedł, by ciebie odwiedzić, i
oto jestem," odparł młody asceta.



piątek, 4 czerwca 2010

Zadziwienie i wiara




Jesteśmy wewnątrz prawdy i nie możemy wyjść poza nią.
(MAURICE MERLEAU-PONTY)


Czemuż nie cieszyć się tym, że mamy związek z Wszechświatem od jego początków?
(RALPH WALDO EMERSON)

To, że jestem tu i teraz, jest zwykłym zbiegiem okoliczności w kontinuum czasoprzestrzeni. Zbiór atomów ułożył się tak, że przypadkowo stał się częścią bardziej złożonej materii, a rezultatem końcowym była odrobina protoplazmy - ja. Jej składniki istnieją od zarania Wszechświata i będą istnieć zawsze. Ich odwiecznie zmieniające się kształty i formy zapełniają kosmos i zasadniczo nie ma różnicy, czy mieszczą się we mnie, czy też w pyle międzygwiezdnym. Ten świat pozorów nie jest na tyle niezmienny, by na długo się ostać. Jest złudzeniem, czymś, co filozofia hinduska nazywa maya - „to, czego nie ma".


Źródłem złudzenia jest po prostu zmiana. Nasze zmysły nie lubią zmiany; ich specyfika powoduje pozorne zatrzymanie się świata. Wybierają odpowiednią część zmiany, zamykają ją „w fazie" i w ten sposób postrzegają tę zmianę jako niezmienną rzeczywistość. Lecz w najlepszym razie te uwięzione fazy są zaledwie nieznacznymi przystankami na drodze. Wibracja Wszechświata tak naprawdę odbywa się bez przerwy. Keats, poeta, znajdował w tym przyjemność. Pisał on:


"Poezja Ziemi nie ustaje nigdy;
Poezja Ziemi nigdy nie umiera".


Dopóki z wiarą postrzegamy świat jako zbiór niezmiennych kształtów, dopóty uczestniczymy w rzeczywistości, której cechą jest zatrzymanie. Przepływ inteligencji zatrzymał się na stacji przy drodze. Gdy znów popłynie, rzeczywistość raz jeszcze się zmieni.


Czasy, w jakich żyjemy, zapowiadają prawdziwie wielką zmianę. Po wiekach wyjaśniania, drobiazgowego analizowania i odkrywania tajemnic natury, nauka gotowa jest raz jeszcze włączyć się do przepływu inteligencji. Jak mówi laureat Nagrody Nobla, Ilia Prigogine, nauka teraz dojrzała wystarczająco, by zacząć szanować naturę. Jej następną fazę - kiedy to, być może, znowu odnajdziemy pierwotne pokrewieństwo z Wszechświatem - nazywa on „powtórnym oczarowaniem Naturą". Oczarowanie jest naszym stanem naturalnym. Mogę być odrobiną protoplazmy, ale w tym, tu i teraz, nie mogę wyjść z zadziwienia nad sobą i przestać się nad tym zadziwieniem zastanawiać.


Być naprawdę zdrowym, to rozwijać się, a rozwijać się można tylko wtedy, gdy nasze poglądy są czyste, dopuszczają do zastanowienia się i nade wszystko, gdy nie są stałe. Nie ma nic stałego, a wynik całego życia zależy od przypadku. W Talmudzie, w opowieści o stworzeniu świata, jest wspaniałe zdanie. Otóż Bóg, stworzywszy świat, mówi: „Oby tylko się sprawdził!" To cecha boska, pozwolić życiu być takim, jakie jest. Tę przyrodzoną zdolność mają dzieci; z natury nie nudzą się, nie są cyniczne, ani przygnębione. Gdy nuda, cynizm i przygnębienie niepostrzeżenie wkradną się do naszego życia, wiemy, że nareszcie jesteśmy dorośli.


Współczesna psychologia próbuje ustalić, w jakim wieku osobowość człowieka przestaje się rozwijać. Jak dotąd, granicy nie ustalono. Ewolucja jest procesem ciągłym; nauka nie zna jej końca, lecz jeszcze nie nazwała jej procesem inteligentnym.


Obecnie koncepcja inteligentnej natury uważana byłaby za coś, co jest przedmiotem wiary; dla „twardego naukowca" mieści się co najwyżej w sferze wierzeń. Nauka nie akceptuje wierzeń, zaciemniają bowiem obiektywizm i dlatego nie poddają się dowodowi. Jednakże obecna rewolucja w nauce zaczęła się, gdy pewni myśliciele zrozumieli, że nie znajdujemy się poza naturą, i dlatego nie możemy natury oddzielać od naszego o niej wyobrażenia.


Wiara i wierzenia są pierwotnymi siłami w naturze. Wszyscy w coś wierzymy; wartości przez nas przyjęte i rzeczy uznane za prawdziwe tworzą nasz system wierzeń. W podanym wcześniej przykładzie efektu placebo, wiara pacjenta w chemicznie obojętną pigułkę zaowocowała wyleczeniem. Działał tu tylko i wyłącznie system wierzeń, a jednak organizm podążył za nim po to, by osiągnąć skutek. Załóżmy, że pacjenta zapewnia się, iż podana mu pigułka z całą pewnością uśmierzy ból. Jeżeli przedtem otrzyma on zastrzyk leku blokującego działanie środków przeciwbólowych - efekt placebo nie wystąpi. Dowodzi to, że pacjent mocą swej wiary rzeczywiście wytwarza wewnętrzne cząsteczki uśmierzające ból (wcześniej wspomniane endorfiny), których działanie lek zablokował.


Wiara nie ogranicza się do pigułek. Może ona tkwić we wszystkim i we wszystkich istotach i może wywoływać wszelkiego rodzaju reakcje biologiczne. Weźmy, na przykład, uzdrawianie. Wierzyć w nie musi zarówno ten, kto się temu poddaje, jak i  z całą pewnością - uzdrowiciel. W przypadkach remisji spontanicznej pacjent musi uwierzyć w siebie. Nikt, nawet niewierzący, nie może istnieć bez jakiegoś systemu wierzeń. Naukowiec z tradycyjnej szkoły obiektywnej metodologii może mówić, iż nie wierzy w nieskończoną inteligencję we Wszechświecie. Ilekroć jednak przeprowadza jakieś doświadczenie, wyraża tym samym swoje przekonanie, iż „gdzieś, tam" istnieje jakiś porządek możliwy do poznania, i że dzięki niemu, jego doświadczenie - jeśli powtórzy je poprawnie - da te same wyniki. Bez tego rodzaju wiary nie byłoby nauki.


Wyższy stopień wiary osiąga się przy uznaniu i zrozumieniu istoty inteligencji na poziomie intelektualnym. Jest to wiara w świadome rozumowanie. Najwyższy stopień wiary osiągamy wtedy, gdy umysł nawiązuje kontakt z własną inteligencją poprzez doświadczenie. Umysł nie potrzebuje już uzasadnienia; wierzy w inteligencję natury, ponieważ w pełni odczuwa ją w sobie - jest z nią obeznany. Osiągnięcie wiary w jej największym przejawie dało człowiekowi głęboko zakorzeniony szacunek dla siebie: „Postanowisz rzecz, i stanie się tobie, a po drogach twoich będzie świecić światłość". Albo: „Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; kołaczcie, a będzie wam otworzone. " Dla kogoś, kto potrafi świadomie, w pełni uwierzyć w te słowa, nie ma niepowodzeń, nie ma cierpienia, nie ma choroby ani niedoli. Człowiek taki będzie miał poczucie siły, spokoju, żywotności i spełnienia.


Zatem to, czego wiara może dokonać, nie zna granic, ponieważ zdolność inteligencji do tworzenia nowych postaci rzeczywistości nie ma granic. Bliższe staje się nam znaczenie tej oto sentencji wedyjskiej -Wszechświat jest makrokosmosem, człowiek jest mikrokosmosem. Gdy usunie się przepaść dzielącą nasze życie wewnętrzne i rzeczywistość zewnętrzną, natura raz jeszcze stanie się oczarowaniem. Wiara w inteligencję uniwersalną, według nauczyciela i pisarza Napoleona Hilla, „przywraca zdrowie tam, gdzie wszystko inne zawodzi, wbrew wszelkim zasadom nauki współczesnej. Leczy rany, łagodzi smutki i rozczarowania, niezależnie od przyczyn." Wiara jest niezbędna, gdy zmierzamy do samoświadomości.

czwartek, 3 czerwca 2010

Mieć umysł otwarty


Przed kilku laty skierował do mnie pacjentkę pewien słynny endokrynolog, profesor znanej akademii medycznej w Nowym Jorku oraz autor kilku podręczników na temat chorób wydzielania wewnętrznego. Okazało się, że jest ona bliską krewną profesora, co oczywiście wywołało moje zdziwienie. Czyż autorytet w tych sprawach nie wiedział więcej o chorobach rodzinnych niż jego były student? Wkrótce odkryłem przyczynę tego skierowania. Pacjentka cierpiała na dolegliwość kobiecą zwaną zespołem napięcia przedmiesiączkowego. Głównym jego objawem jest zatrzymywanie nadmiernej ilości płynów w organizmie podczas pewnych faz cyklu miesiączkowego, co powoduje przyrost wagi, wzdęcia i ogólne złe samopoczucie. Choć istnieje na ten temat wiele teorii, przyczyna tej dolegliwości nie jest dokładnie znana.
Jedyną rzeczą, jaką lekarz w typowym, tradycyjnym leczeniu może zrobić, to zalecić ograniczenie spożycia soli i przepisać środki moczopędne, usuwające nadmiar płynów z organizmu. Może to być w pewnym stopniu skuteczne, ale na ogół nie powoduje trwałego ustąpienia objawów. Poza tym, środki moczopędne powodują ubytek potasu z organizmu, a co za tym idzie, osłabienie mięśni i bolesne skurcze.


Moja pacjentka miała wszystkie objawy typowe dla tej choroby i wyjątkowo opornie reagowała na stosowane dotychczas leczenie. W pewnych fazach cyklu miesiączkowego potrafiła przybrać od ośmiu do dziewięciu kg i była groteskowo opuchnięta. Żaden strój na nią nie pasował, czuła się brzydka i przygnębiona, a środki moczopędne powodowały jedynie różne skutki uboczne. Pacjentka była zrozpaczona i groziło jej załamanie nerwowe. Po przeanalizowaniu sprawy powiedziałem jej uczciwie, że mogę jedynie przepisać jej inne środki odwadniające. Zgodziła się je wypróbować, lecz nowe tabletki również nie poskutkowały i nadal dokuczały jej te same objawy. Napisałem list do mego profesora wyjaśniając, że nie jestem w stanie jej pomóc.


Kilka miesięcy później, w czasie posiłku w szpitalnym barze samoobsługowym, podeszła do mnie i przywitała się bardzo drobna, szczupła, atrakcyjna kobieta - była to owa pacjentka, zmieniona nie do poznania.


Powiedziała mi, że jest całkowicie wyleczona, a jej wygląd to potwierdzał. Okazało się, że poszła do akupunkturzysty; po trzech czy czterech zabiegach cały nadmiar płynu zniknął i więcej się nie pojawił. Byłem zaskoczony. Jak to możliwe, że pomogło kilka igieł wkłutych na chwilę w różne części ciała, w miejsca, które — według medycyny zachodniej - nie mają rzeczywistego połączenia neurologicznego?


Zatelefonowałem do jej akupunkturzysty. Był zadowolony, że mnie to interesuje i nie żałował czasu, by mi dokładnie wyjaśnić, na czym to leczenie polega. Ja jednak byłem bardzo rozczarowany. Opowiadał mi o „polach energetycznych" w różnych częściach ciała, o tym, jak przemieszcza energię od pępka do wątroby itp. Z medycznego punktu widzenia był to bełkot. Uważałem, że jego wyjaśnienia są całkowicie nienaukowe i dlatego nie mają sensu. Po odłożeniu słuchawki starałem się sobie to wszystko racjonalnie wytłumaczyć — to wyleczenie wyglądało na jakiś dziw natury, a w najlepszym razie zadziałać tu mógł efekt placebo.


Później jednak napotkałem pacjentów, którzy bez rezultatu leczyli się według tradycyjnych metod zachodnich, a uzyskiwali znakomite wyniki po zastosowaniu akupunktury. Nie mogłem dłużej powstrzymać ciekawości i postanowiłem wnikać głębiej w tajniki chińskiej medycyny. Odkryłem, że istnieje racjonalne wytłumaczenie przypadków, jakich byłem świadkiem. Niektóre zaczynałem nawet przekładać na własny język - język współczesnej nauki medycznej. Gdy już raz zmieniłem kurs, innymi słowy, gdy już raz otworzyłem nowy szlak dla wiedzy, wtedy zdałem sobie sprawę, że możliwości tworzenia zdrowia wykraczają poza to, czego nauczyłem się w czasie studiów medycznych.


Otwarcie umysłu jest prawdziwym fenomenem. Gdy umysł mój był zamknięty, gdy przesłaniały go uprzedzenia, wyleczenie tej kobiety nie było dla mnie czymś realnym, choć przecież widziałem je na własne oczy. To wielka sprawa mieć umysł otwarty: pozwala on rzeczywistości ukazywać nam coś nowego, coś, co dotąd uważaliśmy za niemożliwe, a do czego wystarcza siła świadomości.


Później udało mi się spojrzeć na to z drugiej strony. W części IV opisuję, jak zainteresowałem się skutecznością medytacji i nauczyłem prostej metody Transcendentalnej Medytacji. Zanim to nastąpiło, miałem bliżej nieokreślone uprzedzenia; medytacja kojarzyła mi się z mnichami, przesiadującymi latami na pustkowiu w himalajskich jaskiniach. Doświadczenie własne pozwoliło mi jednak zrozumieć, że prawidłowa medytacja to prosta technika umysłowa, niezmiernie korzystna dla zdrowia i w pełni ożywiające połączenia psychofizjologiczne. Gdy próbuję to wyjaśnić naukowcom i lekarzom, często nie chcą o tym słyszeć. Ich umysły są szczelnie zamknięte przez narosłe przesądy; uważają, że „to wszystko mistycyzm", a więc coś, co nie pokrywa się z rzeczywistością. A że jest to „medytacja" i polega na „subiektywnym przeżyciu", metoda ta musi być nienaukowa i bezsensowna.


Nie sposób się rozwijać, gdy umysł jest zamknięty, a to dlatego, że właśnie umysł temu rozwijaniu służy. Jak już wiemy, żadna nowa gałąź wiedzy nie powstanie, jeśli nie otworzy się ścieżki do przepływu inteligencji. Człowiek o szerokim umyśle ma po prostu zwyczaj otwierania nowych szlaków. Raczej akceptuje, niż obawia się, że znajdzie w świecie coś nowego, jakieś odkrycie, które stanie się wyzwaniem dla jego uprzedzeń i obali uświęcone bożyszcza. Gdy inteligencja napotka nowy szlak, wtedy przepływa przez nas więcej życia. Złe nawyki to właśnie zużyte, utarte koleiny umysłu, ścieżki, które niegdyś wiodły ku wolności - pobudzały bowiem nowe myśli - a teraz prowadzą donikąd.


Wystarczy przyjrzeć się niezdrowym umysłom ludzi kierujących się przesądami, by uświadomić sobie, że nietolerancja jest toksyczna; zatruwa człowieka, hamuje jego rozwój i uniemożliwia rozkwit prawdziwego zdrowia. Inteligencja jest jak woda, musi płynąć, by pozostać czysta. Umysł czysty, dociekliwy i otwarty jest wstępnym warunkiem zdrowego życia. Jeżeli jesteśmy otwarci na nowe możliwości w życiu, już sobie te możliwości udostępniamy - gotowość ponad wszystko.

środa, 2 czerwca 2010

Rytmy, odpoczynek i aktywność


"Gdy elektron drga, Wszechświat się trzęsie"   (Sir ARTHUR EDDINGTON)

"Ten sam strumień życia, który dniem i nocą płynie w moich żyłach, przepływa przez świat tanecznym rytmem."  (RABINDRANATH TAGORE)


Natura działa w cyklach odpoczynku i aktywności. Żyjemy w pulsującym Wszechświecie, a jego pulsacje odbijają się w każdej sferze istnienia. Falowa natura światła, niezmiernie długie cykle życia gwiazd, przypływy i odpływy mórz na Ziemi, oddychanie wszystkiego, co żyje - to odmiany aktywności, występującej na przemian z odpoczynkiem. Starodawny tekst wedyjski z Indii głosi, iż Wszechświat jest makrokosmosem, a człowiek mikrokosmosem. Komórki nasze pulsują w rytmie nadawanym przez wszechświat jako całość. Przepływ inteligencji, który reguluje nasz umysł i ciało, kieruje się swymi własnymi cyklami i najlepiej działa wtedy, gdy cykle te są ściśle przestrzegane.


Nauka współczesna nie wyrobiła sobie jeszcze jednoznacznej opinii, w jaki dokładnie sposób rytmy Wszechświata i rytmy biologiczne wzajemnie na siebie oddziaływają, lecz prosta obserwacja ujawnia cztery naturalne cykle, wyznaczające nasze rytmy rytmami własnymi. Są to:


- obrót Ziemi wokół własnej osi, co tworzy cykl dnia i nocy,


- krążenie Ziemi wokół Słońca, co tworzy cykl pór roku,


- ruch Księżyca wokół Ziemi, postrzegany jako fazy Księżyca, co tworzy cykl miesiąca księżycowego,


- przemieszczanie się sił grawitacyjnych Ziemi, Księżyca i Słońca przez cały rok, dostrzegane jako przypływy i odpływy.


W ciągu kilku minionych stuleci nasza obserwacja tych rytmów była kierowana na zjawiska zewnętrzne, stąd teraz uważa się je raczej za zjawiska astronomiczne. Jednakże każda żywa istota, z człowiekiem włącznie, jest zaprogramowana biologicznie przez geny tak, by na te rytmy reagować. Ptaki nie wędrują w wyniku obserwacji pór roku, owoce nie dojrzewają, nasiona nie kiełkują, a niedźwiedzie nie zapadają w sen zimowy przypatrując się środowisku. Rytmy natury tkwią w nich samych i dlatego ich inteligencja funkcjonuje w stałych cyklach. Dni i pory roku mają też silny wpływ na człowieka. Olbrzymia większość ludzi nie mieszkających w miastach ciągle jeszcze budzi się i zasypia, sieje i zbiera plony, pracuje i odpoczywa, rozwija się i umiera zgodnie z rytmami ustalonymi przez naturę, nie przez człowieka.


Rytmów tych nie musimy sobie uświadamiać, ponieważ są one w nas. Ważne jest natomiast uszanowanie ich i nie zmuszanie organizmu, by się im przeciwstawiał. Naukowe badania medyczne wykazują, iż równowaga płynów w komórkach i elektrolitów w surowicy krwi prawdopodobnie zmienia się wraz z fazami Księżyca; równowaga ta podąża za przypływami i odpływami oceanu. Skurcze serca powodują stały przebieg falowy strumienia krwi; różnorodne przebiegi falowe mózgu są tak skomplikowane, że naukowcy dopiero zaczynają je pojmować. Jeden z pierwszych badaczy, J. Lhermitte, określił to jako „coś uskrzydlonego i nieuchwytnego, czyli umysł". Wszystkie hormony ustrojowe są wydzielane falami, a stały ruch falowy, zwany ruchem perystaltycznym, pulsuje w przewodzie pokarmowym od przełyku po okrężnicę.


Sądzę, iż znaczenie rytmów biologicznych stanie się bardziej oczywiste, gdy dane naukowe dostarczą nam ich wyraźniejszego obrazu, lecz już teraz uważa się, że zakłócenie ich naturalnych cykli może powodować procesy chorobowe. Na przykład u ludzi, którzy pracują w nocy. a śpią podczas dnia. występują zmiany w dziennym rytmie zarówno hormonów nadnerczy, kortyzolu, jak i pewnych hormonów przysadki. Pracujący nocą potrafią przystosować swoje nawyki do rozkładu zajęć, lecz jeśli komórkom ich w pełni się to nie udaje, wtedy zakłócenia rytmów biologicznych mogą objawiać się w postaci pewnej dezorientacji, podatności na przeziębienia i zakażenia oraz pobudzenia reakcji stresowych.


Upłynie jeszcze trochę czasu, zanim medycyna określi dokładnie, w jaki sposób układ odpornościowy i system hormonów reagują na cykle naturalne, lecz każdy uważny obserwator dostrzega je wszędzie wokół siebie. Wraz z porą roku zmieniają się nasze emocje, zimą przeziębiamy się, wiosnę „czujemy w kościach", jesienią stajemy się zamyśleni i „dojrzalsi". Wiosną budzi się w nas miłość, zimą zaś zamykamy się w sobie. Różne dolegliwości też są związane z określonym czasem. Na przykład, wrzody krwawią najczęściej w okresie od września do stycznia; depresja „upodobała" sobie dni zimowe, szczególnie o zmierzchu, lub około północy.


Fascynujące odkrycie w tej dziedzinie wiąże się z depresją. Są ludzie, których gnębi ona do tego stopnia, że myślą o samobójstwie, lecz tylko w zimie. Cierpią oni na tak zwany syndrom SAD1, czyli sezonowe zaburzenie uczuć. We krwi tych pacjentów stwierdzono wysoki poziom melatoniny, hormonu wydzielanego przez szyszynkę. Aby jego poziom obniżyć i złagodzić depresję, lekarze po prostu zalecają pacjentom częstsze spacery w słońcu. I właśnie to jest fascynujące - szyszynka reaguje na światło, mimo że gruczoł ten kryje się bezpiecznie pod czaszką i otoczony jest tkanką mózgową. Wydaje się, że zachowanie się tego gruczołu to nasz sposób monitorowania roku i jest najwyraźniej wynikiem zaprogramowania genetycznego.


Nasza obecna egzystencja nie jest tak związana z naturą jak niegdyś bywało, więc łatwo o utratę kontaktu z rytmami wewnętrznymi. Technicyzacja umożliwia nastawianie własnych zegarów. Pracujemy, kiedy chcemy, śpimy, kiedy chcemy, praktycznie mamy do dyspozycji każde pożywienie, o każdej porze roku, stymuluje nas telewizja, muzyka, książki i gry o każdej godzinie. Tempo tego wieku jest częścią ewolucji, lecz jako lekarz stwierdzam, że najlepiej przystosowują się do niego ci pacjenci, którzy mają również poszanowanie dla wewnętrznych rytmów swego ustroju. To nic nowego. Ludzie prawdziwie zdrowi, odnoszący sukcesy to najczęściej ci, którzy za młodu nauczyli się dobrze spać nocą, znaleźć czas w ciągu dnia na chwilę spokoju, jeść bez pośpiechu, wstawać o świcie i wcześnie chodzić spać.


W rzeczywistości cykl podstawowy, leżący u podłoża wszystkich innych cykli, to odpoczynek na przemian z aktywnością; dlatego też zapewnienie sobie dostatecznego wypoczynku jest kluczem do normalizacji wszystkich naszych wewnętrznych rytmów. W skład wszelkich terapii stosowanych przy zaburzeniach fizycznych i umysłowych wchodzi odpoczynek. Jednym z wrogów odpoczynku jest ciągła stymulacja. Lekkie pobudzanie mózgu przez cały dzień - nieświadomy nawyk u wielu osób — ogromnie utrudnia naturalne funkcjonowanie fal odpoczynku i aktywności. Ludzie cierpiący na różnorodne zaburzenia psychiczne, łącznie z tymi, których stan pogarsza zmęczenie i stres, niemal zawsze wykazują wzburzenie myśli i emocji. Są już jak gdyby pozbawieni swych wewnętrznych rytmów. Wydaje się, że pozostało tylko podniecenie. W bardzo podobnej sytuacji są ci, którzy nie mogą spać, dużo palą, nadużywają alkoholu, leków lub narkotyków oraz ci, których dręczą łagodne, przewlekłe depresje i niepokoje.


Techniki oddziaływania psychicznego, omówione w części IV tej publikacjii, opierają się na przeplataniu odpoczynku z aktywnością. Techniki te są bardzo korzystne; przynoszą pełne zdrowie, ponieważ pozwalają nam nawiązać kontakt z tym jedynym cyklem, będącym podstawą wszystkiego, co zostało stworzone. Organizm nasz, poprzez geny, zarejestrował historię odpoczynku i aktywności sięgającą stworzenia Wszechświata. Tylko dzięki skoordynowaniu wszystkich poszczególnych cykli nieskończona inteligencja natury zdołała utworzyć szczeble ewolucji, od atomu poprzez cząsteczki, żywą tkankę po świadomy umysł. Sądzę, że jeśli mamy zamiar tworzyć zdrowie, to dobrze jest iść śladem cykli, dostrzeganych w naturze; budzić się według własnego, wewnętrznego zegara, a nie na dźwięk budzika, pozwolić sobie na trochę spokoju tuż po przebudzeniu i tuż przed zaśnięciem — innymi słowy, rano nie włączać natychmiast radia i nie oglądać telewizji w łóżku wieczorem; pracować w spokojnym, dobrze oświetlonym miejscu, nie włączając muzyki - niepotrzebne jest nam takie tło w biurze. Po każdym posiłku odpocznijmy w ciszy. Najlepiej, żeby ostatni posiłek przypadał w porze zachodu słońca, a przynajmniej na trzy godziny przed pójściem spać. Połóżmy się na piętnaście minut przed kolacją i na kilka minut po obiedzie. Samochód należy prowadzić spokojnie i nie włączać w nim machinalnie radia. Spacerujmy codziennie w słońcu, przynajmniej tak długo, ile trzeba, by sobie uprzytomnić, że nasz prawdziwy zegar nastawiany jest przez Wszechświat.

wtorek, 1 czerwca 2010

Odżywianie - Zalecenia ogólne


Chociaż na rynku dostępnych jest sporo książek na temat zdrowego odżywiania, nie widziałem ani jednej mówiącej o rozwijaniu przepływu inteligencji w organizmie w taki sposób, by w porę, automatycznie doradzała nam, co powinniśmy jeść. Wobec tego spróbuję podsunąć kilka myśli na ten temat, z zastrzeżeniem, iż opierają się one na mych własnych obserwacjach i lekturze medycznej, a nie na wynikach współczesnych badań naukowych. W IV części tej publikacji piszę o docieraniu do inteligencji twórczej poprzez umysł, co sprawia, że pełne zdrowie naprawdę staje się rzeczywistością we wszystkich aspektach życia. Tymczasem jednak fala zainteresowania dietami zachęca mnie, by podać kilka następujących zaleceń:
1. Organizm potrzebuje umiarkowanych ilości pożywienia zawierającego różnorodne substancje odżywcze, o regularnych porach dnia. Jeśli się do tego stosujemy (i nie palimy tytoniu, ani nie pijemy alkoholu), to robimy rzecz najważniejszą - pozwalamy organizmowi utrzymywać w równowadze przemianę materii i trawienie. Organizm kocha nawyki. Jedzmy codziennie mniej więcej o tej samej porze, jedzmy codziennie mniej więcej tyle samo i jedzmy wszystkiego po trochu.


2. Gdy inteligencja organizmu pracuje sprawnie, wtedy nasze kubki smakowe doskonale nam podpowiedzą, co powinniśmy jeść. To, co jest dla nas zdrowe, powinno być dokładnie tym, co nam smakuje. Podniebienie wprowadza wielu z nas w błąd, ponieważ pobudzamy je w złym kierunku lub pobudzamy nadmiernie. Ażeby przywrócić kubkom smakowym właściwe reakcje, należy:


- ograniczyć ilość soli w pożywieniu i zrezygnować przed posiłkiem ze słonych przekąsek,


- przed posiłkiem nie pobudzać podniebienia alkoholem, a jeśli to możliwe, w ogóle przestać go pić,


- pić letnią wodę — nie zimną — by oczyszczać podniebienie w czasie posiłku,


- starać się doceniać naturalny smak pokarmu, łącząc w każdym posiłku wszystkie smaki, to znaczy rzeczy słodkie, kwaśne, gorzkie i słone.


3. Jeśli mamy silne upodobanie do pewnych smaków, nie próbujmy tłumić go zbyt gwałtownie. Jest ono odbiciem głęboko zakorzenionych nawyków lub silnych, lecz błędnych bodźców od strony fizjologii. Jedzmy po prostu dodatkowo inne rzeczy, które nam to zrównoważą. Jeśli łaknienie słodyczy, potraw słonych czy o innym ulubionym smaku nasili się, spróbujmy jeść ich o połowę mniej, lecz nie odmawiajmy ich sobie na siłę.


4. Nauczmy się rozpoznawać, kiedy przestać Jeść. Organizm daje wtedy sygnał zwany reakcją sytości. Działa on w sposób całkiem naturalny, jeśli dieta zawiera dużo płynów, produktów gruboziarnistych i o sporej objętości, gdyż one nas szybko nasycają, natomiast dieta obfitująca w tłuszcz, sól i cukier sygnał ten raczej odwleka. Łatwym sposobem podtrzymywania reakcji sytości jest picie wody w czasie posiłku i jedzenie chleba tuż przed nim. (W jednym z badań studenci, którym kazano zaczynać każdy posiłek od dwóch kromek suchego, pełnoziarnistego chleba, wykazywali w ciągu kilku miesięcy stały ubytek wagi. Jest to dobry przykład diety, nie wymagającej żadnego wysiłku.)


5. Najobfitszy posiłek powinien przypadać w południe, przy spożyciu ograniczonym do dwóch trzecich porcji, potrzebnej do uczucia sytości. Przestrzeganie tych dwóch zasad pomaga w powstawaniu uczucia prawdziwego głodu, co jest jedynym ważnym sygnałem ustroju, że nadeszła pora jedzenia. Obfity posiłek wieczorem nadweręża układ trawienny i przyczynia się do nieregularnego trawienia.


6. Przyzwyczajmy się do żywności wyłącznie świeżej. Zachowałem ten punkt na koniec, mam bowiem nadzieję, że będzie dobrze zapamiętany. Natura stworzyła nas do świeżego, naturalnego pokarmu. Chociaż nasz ustrój potrafi przystosować się do konserw i mrożonek, do resztek i przetworów, do żywności preparowanej i „byle jakiej", zjadanie tego nie jest sposobem na osiągnięcie zdrowia doskonałego. Jedzenie tego, co świeże, świeżo gotowane przed każdym posiłkiem, jest jedyną właściwą metodą odżywiania. Jeśli ktoś nie lubi gotować, może pójść w południe do restauracji i zamówić zdrowy, dobry, świeżo przygotowany obiad, zjeść go wolno i spokojnie, a wieczorem, na kolację, wystarczy kanapka i mleko. Jeżeli ktoś na śniadanie zadowala się szklanką soku pomarańczowego, kawą i pączkiem, powinien przestawić się na owsiankę, grzankę z mąki pełnoziarnistej i mleko lub jakiekolwiek inne, tradycyjne śniadanie na gorąco - takie, jakie lubi. Pomoże mu ono szybko przywrócić siły fizyczne, tak potrzebne przy gwałtownych spadkach energii w ciągu dnia.

poniedziałek, 31 maja 2010

W obronie wegetarianizmu


Wraz z wieloma innymi lekarzami podzielam przekonanie, że najlepsza dla zdrowia jest dieta wegetariańska. Wegetarianin to człowiek, który całkowicie (lub w znacznej mierze) stosuje dietę bezmięsną. Wprawdzie niektórzy wegetarianie powstrzymują się od jedzenia mięsa, ponieważ wzdragają się na samą myśl o zabijaniu zwierząt, lecz nie o ten argument tutaj nam chodzi. Poza tym, jeśli w pożywieniu znajdują się niewielkie ilości jaj, drobiu i ryb, to tak samo zyskuje się na zdrowiu, jak przy diecie ściśle jarskiej. Społeczności ludzkie żyły na diecie zbliżonej do wegetariańskiej przez cale wieki, a zatem jest to w pewnym sensie norma, a nie jakieś szczególne „praktyki dietetyczne". Zazwyczaj uzasadniamy to tak: Europejczycy przez stulecia odżywiali się kapustą i prosem z ubóstwa, Azjaci zaś żyją dzisiaj ryżem i jarzynami z powodu przeludnienia.
Prawda jest taka, że organizm ludzki cieszy się najlepszym zdrowiem wtedy, gdy ilość pobranego białka i tłuszczu zwierzęcego jest niewielka lub żadna. The American Dietetic Association w broszurze zatytułowanej The Vegetarian Appwach to Eating pisze, że „wzrasta liczba dowodów naukowych potwierdzających pozytywny związek między stosowaniem diety roślinnej, a zapobieganiem pewnym schorzeniom". Oto choroby wyraźnie związane z naszym tradycyjnym sposobem odżywiania, bogatym w mięso i tłuszcze zwierzęce:


Choroba wieńcowa. Dokładna jej przyczyna nie jest znana, lecz coraz więcej dowodów wskazuje na to, że jest ona, zabójcą numer jeden w naszym społeczeństwie i związana jest ze sposobem odżywiania. Tłuszcze nasycone i pożywienie bogate w cholesterol z całą pewnością wiążą się z postępującym twardnieniem tętnic {arteriosclerosis), co prowadzi do choroby wieńcowej.


Tłuszcze nasycone i cholesterol pochodzą głównie z mięsa, sera, jaj i masła. Po przejściu na dietę roślinną poziom cholesterolu we krwi wyraźnie spada. Wiadomo, iż choroba wieńcowa występuje od 30 do 50% rzadziej u osób stosujących przez dłuższy czas dietę jarską. Przykładem mogą być Adwentyści Dnia Siódmego, którzy zalecają dietę jarską jako część swych wierzeń religijnych i skłaniają się ku innym dobrym nawykom, takim jak niepalenie tytoniu. Badania przeprowadzone wśród nich wykazały, że u tych spośród sekty, którzy nie byli wegetarianami, umieralność na zawał serca była trzykrotnie wyższa niż u wegetarian w tej samej grupie wiekowej.


Rak. Zależność między sposobem odżywiania się a chorobą nowotworową omówiłem już w pierwszej części tej publikacjii, lecz przypomnę tutaj, że rak okrężnicy i rak piersi związane są z wysokim spożyciem tłuszczów i cholesterolu, a spożywanie pokarmów ubogich w błonnik wiąże się z kilkoma rodzajami nowotworów przewodu pokarmowego. Wszystkie odpowiedzialne instytucje, w tym American Cancer Society, zalecają obecnie ograniczenie spożycia mięsa, aby zmniejszyć ryzyko zachorowalności na raka.


Otyłość. Panuje opinia, że posiłki obfitujące w chleb, ziemniaki, ryż, fasolę, makaron i inne podstawowe składniki diety jarskiej prowadzą do otyłości. Nie znajduje to oparcia w faktach. Jak pamiętamy, otyłość wiąże się z niemal każdą poważną chorobą. Badania zgodnie wykazują, iż ci Amerykanie, którzy jedzą mięso, ważą więcej niż ci, którzy się od niego powstrzymują.


Próchnica zębów. Próchnica zębów rzadziej występuje wśród jaroszy niż wśród tych, którzy jedzą mięso.


Osteoporoza. Zaburzenie to polega na postępującym zaniku masy kostnej i poważnie zagraża kobietom po okresie przekwitania, prowadząc do kłopotów z kręgosłupem, a z wiekiem do częstych, wolno gojących się złamań kości. Chociaż mięso jest zasobne w wapń (podobnie jak nisko-tłuszczowy nabiał, ryby, fasola i warzywa zielonolistne), badania wykazują, że dieta wysokobiałkowa po dłuższym okresie stosowania prowadzi do utraty wapnia i zaniku masy kostnej.


Gdy społeczeństwo przyswoi sobie te fakty, diety wegetariańskie będą szerzej stosowane; są one już na tyle powszechne, że nawet sportowcy, którzy tradycyjnie przy diecie treningowej jadali dużo ciemnego mięsa, zastąpili je węglowodanami, doceniając ich wartość energetyczną. (Podstawowe badania na ten temat przeprowadził przed dziesiątkami lat Uniwersytet Yale. Wykazały one, że żaden ze sportowców odżywiających się mięsem nie zdołał wykazać się w testach tak dużą wytrzymałością, jak najniżej zakwalifikowany wegetarianin.) Równomierny strumień energii, jaką daje pełne ziarno i inne pożywienie z pełnych węglowodanów, jest na ogół znacznie korzystniejszy dla ustroju niż nagłe dopływy energii, których źródłem jest cukier (lub alkohol); praca zaś układu trawiennego jest przy takim odżywianiu o wiele łatwiejsza niż wtedy, gdy zawiera ono tłuszcze i białka zwierzęce. W każdym razie statystyki wykazują, iż populacji wyżu demograficznego, ludzi obecnie  pięćdziesięcio i sześćdziesięcioletnich, spadło palenie tytoniu, picie alkoholu i obniżyła się konsumpcja mięsa. Można oczekiwać, że epidemia chorób cywilizacyjnych zostanie opanowana.


1. Sposobu odżywiania nie należy zmieniać ani nagle, ani drastycznie. Zmiany wprowadzamy stopniowo, gdy czujemy się odprężeni, swobodni, nie pod presją.


2. Na początek rezygnujemy z ciemnego mięsa, na korzyść ryb i drobiu spożywanych, jeśli zachodzi potrzeba, w mniejszych ilościach.


3. Kuchnia powinna być dobra, nic z pokutniczych miseczek fasoli, ryżu lub gotowanych jarzyn. Wszystkie niemal kuchnie azjatyckie opierają się na warzywach, ryżu i niewielkich porcjach mięsa. Włoskie potrawy mączne są również ubogie w białko zwierzęce, a nawet całkowicie jarskie.


4. Ilekroć to możliwe wybieramy chleb razowy, bułki z pełnego ziarna i kasze, zamiast pieczywa z białej, oczyszczanej mąki. Pełne ziarno, w dowolnym połączeniu z orzechami, roślinami strączkowymi (fasolą lub soczewicą) albo nasionami dostarcza organizmowi pełnego białka. Każdy posiłek wegetariański z dodatkiem mleka też z pewnością takie białko zawiera.

niedziela, 30 maja 2010

Sposób odżywiania a przeznaczenie

"Pokarm jest Brahmanem".  (Rigweda)


"Z pokarmu zrodzone są wszelkie stworzenia; żyją one pokarmem i po śmierci w pokarm się obracają. Pokarm jest tym, co naj¬istotniejsze z wszechrzeczy. Z tej przyczyny mówi się, iż jest lekiem na wszelkie choroby ciała. Ci, którzy czczą pokarm jako Brahmana, zyskują wszelkie dobra materialne. Z pokarmu zrodzone są wszystkie istoty, które narodziwszy się, pokarmem się żywią, a kiedy umierają pokarm żywi się nimi". (Taittiraya Upanishad)


Początkiem każdego życia jest pragnienie. Impulsy inteligencji, zwane przez nas miłością i pragnieniem, nasi rodzice przekształcają w syntezę drobnych ilości materiału genetycznego, zwanego zarodkiem. Tak więc poczęci jesteśmy z miłości i pragnienia, a życie zaczynamy w postaci materiału genetycznego. Bez względu na to, jak mikroskopijny jest DNA, składający się na materiał genetyczny, zawiera on w sobie dokładny plan naszego przeznaczenia. Tworzywem DNA są drobiny cukrowców i złożona substancja chemiczna, zwana kwasem nukleinowym. Kwas nukleinowy, wbudowany w DNA, jest na tyle złożony, że pozwala na zakodowanie pełnej inteligencji, jaką z miłości i pragnienia nasi rodzice obdarzyli pierwszą poczętą komórkę.


Karmimy się miłością, pragnieniem i inteligencją, wspólnie przenikającymi do jednego tworzywa, powszechnie zwanego pokarmem. Pokarm, przeobrażony i obdarzony świadomością, to my. Jeżeli chcemy, by ziemniak czy ziarnko gryki stało się tak samo świadome jak my - zjadamy je. Inteligencja przenikająca każdą komórkę ustroju, zabiera się ostro do pracy nad tą odrobiną pożywienia. W rzeczywistości nic dramatycznego się z nim nie dzieje. Jego odżywcze składniki chemiczne są po prostu tak przesuwane, żeby mogły wejść do naszych komórek. Pokarm staje się każdą cząstką nas - cząstką oczu, włosów, mózgu, jelit. Tak oto następuje tworzenie, a czynność jedzenia i przyswajania pokarmu angażuje nieskończoną inteligencję wszechświata. Ona właśnie realizuje się poprzez ten ściśle określony akt tworzenia. Natura dała początek wszechświatu, stwarzając siebie w postaci tytanicznych eksplozji masy i energii, co doprowadziło do powstania niewyobrażalnie wielkich galaktyk i mgławic. Kiedy już rozwinęła się na tyle, by stworzyć coś naprawdę złożonego, natura nauczyła się pożywiać.


Zastanówmy się: wypijam szklankę soku pomarańczowego. Do każdej pojedynczej komórki mego organizmu (a zawiera on miliardy komórek) trafiają cząsteczki glukozy z tego soku. Każda komórka mego ciała otrzymuje potrzebną jej porcję soku i wówczas, z prostej potrzeby, komórka przekształca sok w siebie. To, czego komórka dokonała, jest na tyle zawiłe, że książki odzwierciedlające obecny stan wiedzy na ten temat zapełniłyby wiele półek w bibliotekach świata. Moc organizująca inteligencji w sposób złożony, a jednocześnie prosty, czysty i elegancki przekształca pokarm w istoty ludzkie i wszelkie stworzenia na ziemi. Jeżeli jesteśmy tego świadomi, to dojrzeliśmy, by uczestniczyć we własnym losie. Możemy siąść i pożywiać się.


Ludzie, którzy nie mają należytego szacunku do czynności jedzenia, nie są świadomi przepływu mocy organizującej, która tu występuje. Nie przywiązywanie wagi do tego, co się je i jak się je, jedzenie „w biegu", regularne objadanie się lub niejedzenie w ogóle, to pogwałcenie prawa naturalnego, czyli procesów biologicznych. Muszą one zachodzić w przeznaczonych do tego z góry kanałach po to, by pożywienie stało się nami. Ze sposobem odżywiania i z nawykami towarzyszącymi jedzeniu związane są niezliczone dolegliwości. Na przykład ocenia się, iż ponad 90% przypadków raka żołądka i jelit, w tym głównych zabójców, takich jak rak okrężnicy, bezpośrednio związanych jest z odżywianiem. Nadciśnienie, podwyższony poziom cholesterolu we krwi i poważne schorzenia serca, szeroko rozpowszechnione w krajach zachodnich, nie mówiąc już o cukrzycy, hipoglikemii, chorobie wrzodowej i zapaleniu stawów w przebiegu dny moczanowej - wszystko to wykazuje oczywisty związek ze złymi nawykami żywieniowymi i z jakością środków spożywczych.


Moim zdaniem, nie musimy być dietetykami, żeby się prawidłowo odżywiać. Właściwie nie zamierzam dawać w tej publikacji szczegółowych porad dietetycznych; wolę zwrócić uwagę na bardzo ważną prawdę - inteligencja naszego ustroju wie, co jest dla niego dobre. Gdy inteligencja ta zostanie raz przez właściwe nawyki ukierunkowana - a wymaga to podjęcia na początku świadomych decyzji - wtedy znikną kłopoty z jedzeniem i ryzyko złego odżywiania.


Człowiek otyły pewnie się z tym nie zgodzi uważając, iż nie można od jego organizmu oczekiwać, by sam z siebie oparł się pokusie jedzenia. Zastanówmy się jednak: jeżeli rocznie przybierze się na wadze około 4,5 kg - co po kilku latach spowoduje nadwagę, a po dziesięciu poważną otyłość — przeważnie oznacza to zaledwie sto kalorii dziennie więcej niż trzeba. Sprowadza się to do dobrej łyżki stołowej oleju, jednej trzeciej batonika lub pół garstki orzeszków ziemnych. Innymi słowy, nawet długotrwały, „niemożliwy do opanowania" przyrost wagi oznacza minimalne zaledwie przesunięcie w dawce pożywienia, jaka jest właściwa dla organizmu. Podobnie, logicznie rzecz biorąc, można by obniżyć wagę ciała, nieznacznie zmieniając dawkę pożywienia w przeciwnym kierunku. Przesunięcie takie musi wziąć początek w umyśle, postanowieniem poszanowania inteligencji organizmu.


Ze wszech stron zalewają nas bezustannie potoki informacji o dietach. Niektóre służą interesom producentów żywności, inne - zalecane przez lekarzy - dopingować mają do przeciwdziałania chorobom itd. Wszystko to staje się nieistotne z chwilą, gdy komórki organizmu zaczną przekazywać do mózgu informację, że potrzeba im umiarkowanych ilości środków odżywczych, urozmaiconych i dostarczanych regularnie o tych samych porach dnia. Nowe nawyki zmierzające w tym kierunku więcej są warte niż jakiekolwiek rady wziętego dietetyka.


Nadszedł czas, by przez chwilę się zastanowić, jak dalece rozsądna jest nasza obsesja witaminami, minerałami, proteinami i resztą diety. Nagromadzona w mózgu informacja o odżywianiu jest, jak sądzę, nieistotna dla zdrowia, czyli naturalnego stanu organizmu. W jakim stopniu prawdopodobne jest, że ptaki w lesie cierpią na niedobór witaminy D? Czy istnieje na tej ziemi jakiekolwiek stworzenie, poza człowiekiem, które odżywia się zgodnie z „zaleconą dzienną dawką" jakiegoś środka spożywczego? Renomowani dietetycy wielokrotnie potwierdzali, iż nasza wiedza o środkach odżywczych jest w najlepszym razie niepełna. Informacje otrzymywano na ogół przez głodzenie zwierząt; pozbawiano ich pewnych składników odżywczych, dopóki nie wystąpiły choroby spowodowane ich niedoborem. Poddawano też obserwacji ludzi, którzy przechodzili tego rodzaju choroby. Zatem to, co wiemy, jest w zbyt dużym stopniu oparte na studiowaniu nieprawidłowych stanów fizjologicznych. Wiadomo też dobrze, iż każda komórka ustroju ma ściśle określoną zdolność wybierania z pokarmu dokładnie tego, co potrzebne jest do jej wzrostu. Oto dlaczego wszystkie ludy pierwotne miały tyle witaminy C, że nie dokuczał szkorbut, choć dosłownie nic o tej witaminie nie wiedziały i nikt nie wypijał wtedy szklanki soku pomarańczowego każdego ranka.


Natura nie obeszła się z nami gorzej niż z ptakami, gadami i innymi ssakami. Prawdą jest, że całymi latami przyswajaliśmy sobie złe nawyki, które teraz przygaszają naszą wrodzoną inteligencję, choć faktycznie wymazać jej się nie da. Nasz instynkt właściwego odżywiania został częściowo przytłumiony przez to, że słuchamy ludzi mówiących nam co jeść, co ma nam smakować, co jest dla nas dobre, a co nie jest dobre. Najlepsza rada, jaką na ten temat słyszałem, pochodzi od dra Wayne Dyer'a, który powiedział: „Przede wszystkim bądź dobrym zwierzęciem."


Gdy dojdziemy do ostatniej części tej publikacji, opowiem w jaki sposób do wszystkich części systemu psychofizjologicznego przywrócić prawidłowe, automatyczne zachowania, zwane „działaniem spontanicznie właściwym."


Tymczasem - zdając sobie sprawę z tego, iż na ogół ludzie pragną doskonałego zdrowia, lecz zupełnie nie wiedzą, jak pobudzić swą wewnętrzną inteligencję - podam kilka wskazówek dotyczących jedzenia. Są to moje własne obserwacje, nie zaś oficjalne zalecenia naukowego świata medycznego, jakkolwiek nie brakuje lekarzy, którzy by się ze mną zgodzili. Wszystkie moje wskazówki mają jedną wspólną myśl: delikatnie, lecz nieprzerwanie pobudzać ciało i umysł do łączenia się w przepływie inteligencji. Podobnie jak w pozostałych aspektach zdrowia, gdy już raz ten przepływ zostanie uruchomiony, nic nie stoi na przeszkodzie, by cieszyć się życiem.


1. Zwracaj uwagę na jedzenie.


2. Zacznij posiłek od chwili skupienia - bądź odmów modlitwę - tak, by świadomie i spokojnie do niego przystąpić.


3. Jedz, gdy jesteś głodny, nie jedz, gdy głodny nie jesteś.


4. Nie siadaj do posiłku, gdy jesteś zdenerwowany - organizm lepiej sobie wtedy radzi bez jedzenia. Posilisz się, gdy poczujesz się lepiej.


5. Nie spiesz się, jedz powoli i dokładnie przeżuwaj.


6. Doceniaj towarzystwo i nie szczędź pochwał kucharzowi.


7. Przy stole unikaj ludzi, z którymi nie czujesz się co najmniej dobrze, ale ilekroć to możliwe, jedz w towarzystwie miłych sobie osób, przyjaciół i rodziny.


W dzisiejszych czasach niektóre z tych rad mogą wydać się dziwne. Nasze czasy są jednak czymś wyjątkowym. Do tej pory wszystkie kultury kierowały się takimi zwyczajami - gdyż o zwyczajach tu mowa - i znajdowały w nich pełne zadowolenie w postaci zdrowego życia. Powszednią postawę człowieka wobec pożywienia cechowało uczucie wdzięczności; w chwilach najgłębszej refleksji przeradza się ono w cześć. Dobry, obfity pokarm, spożywany z należytym szacunkiem, jest oznaką, że człowiek ceni sobie swe więzy z naturą, natura zaś odwzajemnia się, dostarczając mu zdrowego pożywienia.

Spirala hipnotyczna