Nadejdzie czas , kiedy choroba jako efekt opacznych myśli będzie hańbą

Oldi Tube

sobota, 19 czerwca 2010

Hipnoza w świetle współczesnej psychologii


„Podręcznik psychiatrii" Dorscha opisuje hipnozę jako „sztuczny, niedoskonały sen szczególnego rodzaju" - wyjaśnienie płytkie, pozostawiające prawie wszystkie pytania bez odpowiedzi. Specjalna komisja British Medical Association zdefiniowała zjawisko hipnozy co prawda nie wyczerpująco, ale jednak dość szczegółowo w następujący sposób:
"Hipnoza stanowi przejściowy stan zmienionej uwagi pacjenta, który może być spowodowany przez innego człowieka i w którym różne zjawiska mogą zachodzić spontanicznie bądź jako reakcja na bodźce werbalne (językowe), bądź inne. Do zjawisk tych należą zmiany świadomości i pamięci, zwiększona podatność na sugestie, odpowiedzi i myśli pacjenta, niespotykane u niego w jego zwykłym stanie ducha."
Wszystkie teorie współczesnej psychologii dotyczące hipnozy mają jeden mankament, mianowicie odzwierciedlają one wyobrażenia swoich duchowych ojców na temat hipnozy. Ściśle rzecz biorąc, do dziś nie wiemy, co charakteryzuje hipnozę. Pozostawia to wiele miejsca dla subiektywnych poglądów i nienaukowych spekulacji. Wszystkie teorie mieszczą się między dwiema skrajnościami: z jednej strony mamy teorie, które w swojej skrajnej formie sprowadzają trans do organicznych przełączeń w mózgu, druga „szkoła" natomiast tłumaczy wszystkie zjawiska hipnotyczne siłą sugestii. Dlatego tutaj ograniczymy się do przedstawienia kilku wartych uwagi opinii znanych fachowców, aby dać Czytelnikowi pojęcie o tym, czym może być hipnoza.
W szkole psychoanalitycznej opartej na poglądach Zygmunta Freuda (1856-1939) powstało wiele teorii hipnozy, rozwijających się z pewnymi przerwami do dziś. Według Freuda, między hipnotyzerem a hipnotyzowanym istnieje relacja erotyczna, nieograniczone, pełne miłości oddanie się, z jednoczesnym wykluczeniem dążenia do zaspokojenia seksualnego", jak sformułował to w swojej wydanej w 1921 r. książce „Psychologia zbiorowości i analiza ego". W tym sensie hipnotyzowany wraca do poziomu wczesnego dzieciństwa, poddając się terapeucie, który w stosunku do niego obejmuje rolę „wszechmocnego praojca prahordy". Do tej wywołanej hipnozą sytuacji pacjent dostosowuje się przez cofanie się (regresję) do wcześniejszych stopni rozwoju. Taką samą regresję przeżywamy w trakcie każdej psychoanalizy, tyle że w zwolnionym tempie. Doświadczenia z hipnozą stały się dla Freuda impulsem do wypracowania tej metody psychoterapii.
Później szkoła psychoanalityczna uwzględniła również fizyczną stronę hipnozy, mianowicie zawężenie uwagi powodujące, iż hipnotyzowany odbiera wyłącznie bodźce pochodzące od hipnotyzera. Zawężenie to idzie tak daleko, że hipnotyzer staje się dla hipnotyzowanego przedstawicielem całego otaczającego go świata. Ponadto pacjent w coraz większym stopniu traci zdolność do jasnego rozróżniania między światem zewnętrznym,
reprezentowanym przez terapeutę, a swoim własnym „ja", aż do ostatecznego, pełnego „stopienia się" z hipnotyzerem.
W praktyce stan ten uzyskuje się w dwojaki sposób: hipnotyzer ogranicza odbieranie przez pacjenta wrażeń z otoczenia do tych bodźców, których źródłem jest on sam; jednocześnie powoduje on taki stan hipnotyzowanego, w którym pacjent powraca do wcześniejszego, dziecięcego stadium rozwoju i całkowicie poddaje się jego pozornej wszechwładzy. Jednak by wywołać wszystkie te zjawiska, wystarczy całkowicie odciąć pacjenta od innych bodźców bądź spowodować jego regresję. W psychoanalizie do celów terapeutycznych w zupełności wystarcza ta druga możliwość.
Wiadomo nam natomiast z obserwacji hipnozy zwierząt, że bezruch fizyczny wywołuje stan przypominający hipnozę. Już w 1646 r. jezuita Athanasius Kirchner (1602-1680) prowadził w Rzymie doświadczenia na zwierzętach. Jego eksperymenty z kurami, szczególnie podatnymi na hipnozę, zyskały światową sławę. Wiązał on kurom skrzydła i kładł je na brzuchu lub na boku. Po początkowym podnieceniu kura się uspokajała, przekonana widocznie o braku możliwości oswobodzenia się. W tym momencie Kirchner rysował kredą kreskę na wysokości dzioba, rozwiązywał skrzydła ptaka - a ten nadal się nie ruszał. Po pierwszym podporządkowaniu się kura widocznie traktowała namalowaną kredą kreskę jako więzy, z których już nie próbowała się uwolnić. Dopiero lekkie uderzenia lub hałas uwalniały kurę z tego hipnotycznego stanu przerażenia. Podobne doświadczenia udało się przeprowadzić również z innymi zwierzętami.
Rosyjski laureat Nagrody Nobla Iwan Pawłów (1849-1936) interpretował to zjawisko jako wynik działania instynktu samozachowawczego. Ten, kto nie może się bronić ani uciekać, zachowuje się spokojnie, aby bardziej nie rozdrażniać wroga. W opinii Freuda, eksperyment ten oznaczał, że hipnoza jest również rodzajem paraliżu, będącego skutkiem relacji między „bezwolnym hipnotyzowanym" a „wszechwładnym hipnotyzerem".
Według nowszych hipotez szkoły psychoanalitycznej na temat hipnozy, w transie zaspokajane są nie tylko instynktowne potrzeby z wczesnego dzieciństwa. Ponadto powstaje równowaga między instynktownymi odruchami a reakcjami obronnymi przeciwko wszechwładzy hipnotyzera.
Hipnotyzowany równocześnie kocha i nienawidzi hipnotyzera. Z tego dylematu uwalnia się, reinterpretując w nieświadomości siłę hipnotyzera.
Nieświadomość zmusza hipnotyzera do spełniania wszechwładnej roli, a więc w gruncie rzeczy potrafi sprawować kontrolę nad zaistniałą sytuacją.
W odróżnieniu od Freuda, współczesne teorie nie wychodzą już z założenia, że hipnotyzer zajmuje miejsce kontrolnej instancji „superego" (rozumianego jako swoistego rodzaju sumienie). Natomiast sam hipnotyzowany zastępuje terapeutę przez własne superego. Wierząc, że sprawuje władzę nad terapeutą, że zmusza go do pełnienia pewnej roli, wyzwala się od wpływu kontrolującego go superego. Dlatego w transie potrafi on przypomnieć sobie przeżycia zazwyczaj wyparte przez hamujące działanie superego. Inna szkoła kwestionuje znaczenie transu w leczeniu.
Działanie hipnozy wyjaśnia wyłącznie przez sugestię. Autorzy tej szkoły przytaczają dla potwierdzenia swej tezy fakt, że za pomocą odpowiedniej sugestii można wywołać zjawiska hipnotyczne również u ludzi czuwających. Przy tym jednak przemilczają okoliczność, że udaje się to tylko w tych wypadkach, gdy osoby poddawane doświadczeniu w ogóle łatwo ulegają wpływom.
Hipnoza to coś więcej niż sugestia w stanie snu. Do stosowanych sugestii dochodzi bowiem gra z podziałem na role terapeuty i pacjenta. Między nimi rozwija się relacja, którą należy uwzględnić. Hipnotyzer odgrywa rolę wszechmocnego, któremu chory nie może się oprzeć. Pacjent zachowuje się tak, jakby nie potrafił oprzeć się sugestiom. Wyjaśnia to fakt, że sugestie nie zawsze się spełniają podczas seansu hipnotycznego, mimo że „technicznie" trans został wywołany we właściwy sposób. W tym wypadku hipnotyzer nie odegrał roli oczekiwanej przez pacjenta. Oczekiwania te w dużym stopniu kształtowane są przez wpływy socjokulturowe, a więc przez społeczny stosunek do hipnozy.
Podział ról między partnerami w hipnozie prowadzi między innymi do wzmożonej podatności na sugestię (hipersugestywności). Wyjaśnia to jej silniejsze działanie w porównaniu ze zwykłą sugestią w stanie czuwania.
Pawłów i jego uczniowie interpretują hipnozę jako stan pośredni między czuwaniem a snem; jako częściowy sen. Na korze mózgowej pozostają punkty czuwania, umożliwiające kontakt między pacjentem a hipnotyzerem.
Punktem wyjścia tej teorii stał się eksperyment z psem. Zwierzę zostało przyzwyczajone do budzenia się na dźwięk trąbki i zjadania pożywienia.
Natomiast inne hałasy pochodzące z otoczenia nie przerywały mu snu, nawet gdy były głośniejsze. Pawłów z tego wysnuł hipotezę, że kora mózgowa psa znajduje się pod wpływem określonych punktów czuwania. Później następcy Pawłowa sądzili, że znaleźli dowód na słuszność tej interpretacji w podobieństwie prądów mózgowych w czasie transu i w czasie snu. Doświadczenia przeprowadzane w Ameryce pokazały jednak, że przebieg prądów mózgowych (EEG - elektroencefalogram) w czasie hipnozy u wielu pacjentów w ogóle się nie zmienia, a więc nie ma żadnej zgodności między transem a snem. Na pewno teoria Pawłowa - podobnie jak inne hipotezy - stanowi inspirację dla nowych badań, ale nie wyjaśnia w pełni zjawiska hipnozy.

piątek, 18 czerwca 2010

„Magnetyzm zwierzęcy" Mesmera , początkiem hipnozy


„Jeśli stłumisz wyobrażenie lub ufność, to nic nie otrzymasz. Przedmiot twojej wiary może być prawdziwy lub wyimaginowany, a skutek będzie ten sam." (Paracelsus, 1493-1541)


Gdy wielki przyrodnik i lekarz Theophrastus Bombastus von Hohenheim,lepiej znany potomnym pod swoim przybranym - zgodnie ze zwyczajem humanistów - łacińskim nazwiskiem Paracelsus, pisał te słowa, badanie duszy było jeszcze zadaniem filozofów. Księża (duszpasterze) w swojej posłudze stosowali wobec parafian metody obecnie zaliczane do zakresu psychoterapii, wówczas przecież zupełnie nieznanej. O hipnozie jeszcze się nawet nie mówiło. Minęło prawie trzysta lat, nim psychologia -jako samodzielna dziedzina nauki i wiedzy - zdobyła sobie miejsce w ramach medycyny pod koniec XVIII w., wbrew zaciekłym oporom licznych przeciwników. Tym bardziej zadziwia jasność sformułowania Paracelsusa, dotyczącego potęgi wyobrażeń i ufności, co potwierdziła obecnie nowoczesna psychologia.
W latach swoich niespokojnych wędrówek Paracelsus zajmował się oddziaływaniem pól magnetycznych na organizm człowieka. Później jego poglądy na ten temat poszły w akademickiej medycynie w zapomnienie.
Dopiero dzisiaj przystępuje się do ścisłej naukowej weryfikacji jego stwierdzeń. Pierwsze wyniki doświadczeń przeprowadzonych np. na myszach na uniwersytecie Illinois wydają się potwierdzać jego ówczesne odkrycia: pola magnetyczne faktycznie na nas oddziałują, i to w stopniu o wiele większym niż dotychczas przypuszczaliśmy.
Zadaniem tej publikacji nie jest rozwikłanie sporu naukowego, dotyczącego działania pól magnetycznych. Magnetyzm interesuje nas tutaj jedynie na marginesie, ponieważ zainspirował niemieckiego lekarza Franza Antona Mesmera (1734-1815) do sformułowania teorii „magnetyzmu zwierzęcego". To właśnie z tej teorii wywodzi się hipnoza.
Mesmer był zdania, że każde ciało promieniuje, wysyła siły przechodzące na inne ciała, „fluid magnetyczny". Choroby zaś zakłócają to promieniowanie. Przesuwając dłonią po skórze albo bezpośrednio nad nią wpływa się na to promieniowanie, co może spowodować wyleczenie. Początkowo Mesmer używał w tym celu namagnesowanych metali, później zrezygnował ze stosowania namagnesowanego żelaza. Stwierdził bowiem, że magnetyzm zwierzęcy nie jest identyczny z polem magnetycznym magnesu, lecz wyraźnie się od niego różni. A tym samym rozpoczął swą wędrówkę po krainie sugestii, psychoterapii.
Oceniając obecnie relacje o seansach Mesmera, stwierdzamy, że prowadził on swoistą „terapię grupową". Jego pozycję „mistrza grupy" podkreślały falujące, wspaniałe szaty z liliowego jedwabiu. Podczas seansu w tle zawsze słychać było muzykę. Jako bliski przyjaciel Mozarta, Mesmer preferował jego dzieła. W toku leczenia pacjent przechodził uzdrawiający kryzys z towarzyszącymi mu konwulsjami, kurczami i drgawkami całego ciała. Znaczenie tego kryzysu, mogącego przebiegać także bez konwulsji, znane było już przed Mesmerem i również obecnie nie jest kwestionowane.
Rzecz jasna, mesmeryzm od razu znalazł się w ogniu krytyki. Za życia jego twórcy zbyt mało jeszcze była znana siła oddziaływania pozytywnych sugestii. Dlatego Mesmer w wyjaśnieniach swej terapii musiał sięgnąć do „fluidu", który uważał za tak samo realny jak magnes. Ale właśnie namiętne dyskusje, które rozgorzały nad mesmeryzmem, utorowały psychologii drogę do nauk medycznych.
W dalszym rozwoju hipnoza przeżywała liczne wzloty i upadki. Opinie fachowców oscylowały wokół zachwytu i odrzucenia. Zwłaszcza we Francji w XIX w. szczegółowo zajmowano się hipnozą, w wyniku czego powstały różne „szkoły". Także Zygmunt Freud przez pewien czas stosował hipnozę, która w późniejszym okresie zainspirowała go do opracowania zasad psychoanalizy.
We Francji, dawnym centrum hipnozy, jeszcze przed pierwszą wojną światową hipnoza uległa całkowitemu zapomnieniu, a nawet została zdyskredytowana.
Medycyna akademicka jeszcze dzisiaj traktuje ją powściągliwie i sceptycznie. Z ożywionym zainteresowaniem spotkała się ona ostatnio głównie w USA. Można żywić nadzieję, że po długiej stagnacji wreszcie nastąpi postęp w badaniach nad hipnozą i w jej praktycznym zastosowaniu.
Jedną z przyczyn tej niepewności jest niewątpliwie fakt, że co prawda istnieją liczne teorie hipnozy, jednak wszystkie one są jednostronne i nie wyjaśniają zjawiska w sposób zadowalający.

czwartek, 17 czerwca 2010

Potęga naszych wyobrażeń i oczekiwań



Posługując się komputerową analizą wieloletniej statystyki wypadków drogowych eksperci do spraw komunikacji ustalili dla linii autobusowych w jednym z japońskich miast dni tygodnia, w których ryzyko wypadków jest największe. W określone dni wręczano kierowcom autobusów kartki z prośbą o zachowanie szczególnej ostrożności. Eksperyment ten dał szokujące wyniki: mimo ostrzeżeń liczba wypadków w ustalonych wcześniej dniach zwiększonego ryzyka jeszcze bardziej wzrosła. Wydaje się to być paradoksem, ale wyjaśnienie jest przekonujące: ostrzeżenie wywołało negatywne oczekiwania u kierowców, które też od razu się spełniły.
Chociaż w życiu codziennym stale przekonujemy się o potężnym działaniu naszych wyobrażeń, postaw i oczekiwań, przeważnie ich zupełnie nie doceniamy. Ten, kto wierzy, że trzynasty dzień każdego miesiąca jest jego dniem pechowym, często się przekonuje, że w tym dniu rzeczywiście spotyka go jakieś niepowodzenie. Ten, kto z góry wyobraża sobie wszystkie negatywne możliwości, z którymi może mieć do czynienia w pewnej sytuacji, z dużym prawdopodobieństwem rzeczywiście w niej zawiedzie, sterowany wpływem swoich negatywnych oczekiwań. Typowym przykładem jest psychiczna impotencja mężczyzny po pierwszym niepowodzeniu seksualnym. Zaklęty krąg się zamyka: przykre doświadczenia powodują negatywne oczekiwania, negatywne oczekiwania prowadzą do niepowodzenia, potwierdzającego z kolei oczekiwania, jeszcze większe przy kolejnej próbie - karuzela, z której z najwyższym trudem udaje się zeskoczyć.
Negatywne wyobrażenia i oczekiwania mogą stać się tak silne, że potrafią spowodować nawet śmierć. Podania, poezja i mądrość ludowa od dawna znają taką „psychogenną" śmierć, nie dającą się wyjaśnić przez chorobę organiczną. Ale również z codziennych gazet często się dowiadujemy o wypadkach nagłej śmierci zdrowych ludzi pod wpływem gwałtownych emocji lub lęków. Oto kilka przykładów odnotowanych w fachowej literaturze medycznej, ilustrujących to zjawisko:
• Ze statystyk wynika, że krzywa zgonów gwałtownie wzrasta w weekendy.
Zapewne samotność i przygnębienie przekracza u niektórych ludzi w dniach wolnych od pracy granice wytrzymałości.
• Po odbyciu krótkiej kary pozbawienia wolności młody, organicznie całkowicie zdrowy człowiek zasłabł na środku ulicy w drodze do domu i wkrótce potem zmarł. Lekarze stwierdzili, że przyczyną zgonu był szybki wzrost poziomu cukru we krwi, którego nie dało się opanować, mimo podanych natychmiast dużych dawek insuliny. Sekcja zwłok wykazała jednak, że trzustka była całkowicie sprawna. Nieszczęśnik, jak widać, po prostu „zawstydził się na śmierć".
• Pewnej kobiecie wróżka przepowiedziała jeszcze we wczesnym dzieciństwie, że umrze mając 43 lata. W tym właśnie wieku poddała się niegroźnej operacji, która przebiegła bez żadnych powikłań. Mimo to kobieta ta była tak absolutnie przekonana o czekającym ją wyroku losu, że kilka godzin po operacji zmarła z nie wyjaśnionych przyczyn.
• Śmierć z powodu złamanego serca grozi przede wszystkim małżonkom mającym za sobą długoletnie pożycie, po zgonie partnera. Ze statystyk wynika, że umieralność wdów rośnie w pierwszym półroczu po śmierci partnera o 40 proc, a u wdowców nawet o 60 proc.
• Również śmierć po przejściu na emeryturę w dużym stopniu spowodowana jest czynnikami psychicznymi. Wielu starszych ludzi umiera na skutek poczucia nieprzydatności, rzekomego braku sensu i celu dalszego życia na emeryturze w społeczeństwie nastawionym na osiągnięcia i wywiązywanie się z obowiązków.
• W sytuacjach bez wyjścia dochodzi nawet do zjawiska psychogennego masowego umierania, czego dowodzą doświadczenia z niemieckich obozów koncentracyjnych i japońskich obozów dla jeńców wojennych.
Jeśli jednak negatywne oczekiwania mogą wywierać tak potężny wpływ, że są w stanie spowodować nawet śmierć, to mamy również prawo oczekiwać niemniej silnego działania postaw pozytywnych, wyrażających radość życia. Także na to istnieje wiele dowodów. Najlepszym tego przykładem jest niemiecki filozof Immanuel Kant. Chorowity przez całe życie, stwierdził on kiedyś: „Udaję, że moje dolegliwości nic mnie nie obchodzą".
Nawet zwierzęta lepiej potrafią bronić się przed stresem po pozytywnych doświadczeniach. Jeśli krótko przed utonięciem, a więc w krańcowo stresującej sytuacji, wyciągniemy szczury z wody, to w następnym eksperymencie pływają one znacznie dłużej niż szczury z grupy kontrolnej, które nie przeżyły tego doświadczenia. A cóż dopiero człowiek. Jakie szanse otwierają się przed nim, jeśli sam potrafi wywołać u siebie pozytywne oczekiwania.
Bez potężnego wpływu oczekiwań, nastawienia i wyobrażeń zarówno hipnoza, jak i autosugestia są niemożliwe. Sugestie przekazywane przez hipnotyzera podczas terapii wprowadzają pacjenta, tak samo jak jego własne sugestie, w określony, sprzyjający leczeniu stan oczekiwania.
Sugestie nie są niczym innym niż wyobrażeniami i oczekiwaniami przekazywanymi bądź innej osobie, bądź budzonymi w sobie.
W stosunkach międzyludzkich tego typu wpływy są czymś codziennym.
Wzorce i ideały, zwłaszcza dom rodzinny, wpływają trwale na rozwój charakteru dzieci i młodzieży. Specjaliści od reklamy stosują bardzo subtelne metody sugestii, by lepiej sprzedać produkty swojej firmy. W miejscu pracy sugestie jako element stylu kierowania odgrywają taką samą rolę, jak w propagandzie politycznej. Wreszcie znamy też sugestie masowe, które w średniowieczu znalazły swój wyraz w prześladowaniu czarownic, wspierały dyktatury - takie jak faszystowski reżim Hitlera - a dzisiaj w przerażający sposób doprowadzają podczas imprez sportowych, przede wszystkim meczów piłki nożnej, do ekscesów, często bardzo brutalnych.
Również w praktyce medycznej sugestia zawsze odgrywała ważną rolę.
Tym się tłumaczy między innymi poprawa samopoczucia wielu chorych już w poczekalni u lekarza, ponieważ wiedzą oni, że zaraz otrzymają pomoc.
Także subiektywne działanie pozornych leków (placebo), stosowanych przede wszystkim podczas kontrolnych eksperymentów sprawdzających działanie środków farmaceutycznych, polega na sugestii. Pacjent wierzy w skuteczność leku i może na przykład zasnąć, mimo że tabletka, rzekomo nasenna, nie zawiera żadnych substancji usypiających. I przeciwnie, brak zaufania do działania środków leczniczych może opóźnić działanie terapii, a nawet niekiedy je uniemożliwić.

środa, 16 czerwca 2010

HIPNOZA i AUTOSUGESTIA


Od czasu do czasu oglądamy w telewizji seanse hipnozy, podczas których dorośli ludzie pod wpływem sugestii zaczynają się zachowywać jak małe dzieci lub w panicznym strachu uciekają przed wyimaginowanym morzem płomieni. Na widzach sprawia to wrażenie, jakby osoby uczestniczące w eksperymencie całkowicie utraciły swoją osobowość, poddając się wyłącznie woli hipnotyzera. Przypomina to stereotyp mordercy, popełniającego zbrodnie jako bezwolne narzędzie wszechpotężnego medium.
Takie efektowne pokazy i literackie atrapy, podobnie jak bynajmniej nie zawsze naukowe dyskusje przedstawicieli medycyny na temat użyteczności i bezużyteczności hipnozy, przyczyniają się do przypisywania hipnozie - w większym stopniu niż jakiejkolwiek innej metodzie leczenia - cech niesamowitych, magicznych. Bardziej krytycznie nastawieni zadają nawet pytanie, czy owa zależność między hipnotyzerem a jego medium jest w ogóle moralnie dopuszczalna.
Jako metoda leczenia hipnoza nie jest jednak ani tajemniczym okultyzmem, ani efektownym przedstawieniem, lecz rodzajem kuracji wymagającej poważnego traktowania. Terapeuta wywiera wprawdzie pewien wpływ na pacjenta, ale nigdy nie uda mu się zdegradować go do roli bezwolnego, we wszystkim posłusznego mu niewolnika. Jego wpływ kończy się na granicy stawianej przez podświadomość pacjenta. Przyznanej mu dobrowolnie władzy nie może nadużywać do wykorzystywania pacjenta jako swojego narzędzia. Również w transie medium nie zrobi niczego, co w związku z jego osobowością nie byłoby możliwe podczas czuwania.
„Morderca na rozkaz" także bez hipnozy odczuwa potrzebę dokonania tej zbrodni; rozkaz dany mu w hipnozie może najwyżej stłumić jego strach przed karą za popełniony czyn.
Oczywiście żaden poważny terapeuta nie będzie nadużywał swoich możliwości na niekorzyść hipnotyzowanego: dla niego władza ta ma tylko jedną funkcję - ma umożliwić wyleczenie pacjenta. Dlatego osoba poddająca się takiemu leczeniu nie ma żadnych podstaw do ukrytych obaw przed obnażeniem się, ośmieszeniem lub ujawnieniem swych tajemnic, jeśli nie odczuwa potrzeby rozmowy na ten temat. Także w transie mechanizmy psychicznej samoobrony pozostają nienaruszone.
Dużo mniej oporów i zahamowań odczuwa pacjent w wypadku autosugestii, do której dochodzi przez ćwiczenia relaksacyjne i medytację.
Jest on wówczas jednocześnie medium i terapeutą, wykorzystując potwierdzone doświadczeniem możliwości urzeczywistniania wyobrażeń i oczekiwań zarówno pozytywnych, jak i negatywnych. Zupełnie świadomie budzi on więc we własnej psychice siłę samoleczenia.
Autosugestia często nie przynosi oczekiwanych efektów na skutek braku zaufania do samoleczniczych możliwości człowieka, ale też z powodu niecierpliwości, gdy sukces nie jest tak szybki, jak po zażyciu lekarstwa, czy też wreszcie z powodu nieregularnego wykonywania odpowiednich ćwiczeń.
Niniejsza publikacja spełnia dwa zadania. Zawiera ona:
• informacje o hipnozie (by uwolnić ją od podejrzenia o okultyzm);
• wprowadzenie do terapeutycznej autosugestii, która okazuje się niezbędna z powodu katastrofalnego braku terapeutów i stale rosnącej liczby chorych we wszystkich krajach uprzemysłowionych.

wtorek, 15 czerwca 2010

Przyszłość


Nowe realia nie są właściwie takie nowe. Koncepcje przedstawione w tej publikacji to tylko jeden aspekt całej „wiedzy życia" od tysięcy lat tkwiącej w świadomości człowieka. Nie ogranicza jej ani czas, ani przestrzeń. W Indiach skupia się wokół niej żywa tradycja znana jako Ayurveda. Nazwa ta wywodzi się z sanskrytu, z rdzeni dwóch wyrazów, ayus - „życie" i veda - „wiedza." Podstawowe zasady Ayurvedy już omówiłem. Oto one: a) natura jest inteligentna, b) człowiek jest częścią natury i dlatego c) oboje przenika ta sama inteligencja. Przyjmując tych kilka zasad za fakty oczywiste, Ayurveda rozwija całe bogactwo terapii dla zachowania zdrowia nie tylko w człowieku, ale we wszystkich aspektach natury, wszędzie tam, gdzie natura dzieli się swą nieskończoną inteligencją.


Techniki Ayurvedy służą utrzymaniu równowagi. Gdy równowaga natury jest zachwiana, części jej niszczeją i całość jest zagrożona. Aby za¬chować zdrowie, wszystko, co żyje, musi współdziałać z naturą poprzez otwarte, utrzymane w równowadze przepływy inteligencji. Wartość zmiany, czyli dynamizm, musi być równoważony przez niezmienność, czyli stabilność. Określamy to terminem homeostaza, który oznacza koordynację funkcji utrzymujących mechanizmy fizjologiczne żywego organizmu w równowadze. Wiedza o homeostazie, jaką medycyna zdobyła w ostatnim półwieczu, daje się w pełni pogodzić z Ayurvedą. Trzeba tylko zbudować pomost między tymi dwoma poglądami na świat.


Ogólnie mówiąc, to właśnie było celem niniejszej publikacji. Całe tomy Ayurvedy poświęcone są zależności między żywieniem, zachowaniem, rytmami biologicznymi, środowiskiem a myślami i wszystko to rozpatrywane jest w odniesieniu do całości. A ponieważ człowiek i natura są w systemie Ayurvedy ściśle z sobą związani, lekarz znający Ayurvedę ma do dyspozycji bogaty zasób ziół oraz terapii oczyszczających i odmładzających organizm; łagodzą one dolegliwości i umożliwiają długowieczność w sposób najbardziej naturalny. Stosowana właściwie Ayurveda nie wywołuje skutków ubocznych; działa z poziomu inteligencji wspólnego dla człowieka i przyrody. Doprawdy, Ayurveda widzi w człowieku ni mniej ni więcej tylko uosobienie wszystkich sił w naturze; człowiek, tak jak one, jest w pełni nieskończony. Jeden ze słynnych aforyzmów z tekstów Ayurvedy głosi, że „Ayurveda wiedzie do nieśmiertelności". Potencjał ludzki sięga szczytu.


Opisem znakomitych, prostych i nietrudnych technik Ayurvedy zajmę się w przyszłości. Tutaj powiem tylko, że wszystkie one wywodzą się ze świadomości; dlatego opisałem proces transcendowania, najskuteczniejszą terapię, jaką zna wiedza życia. W ostatniej części tej publikacji położyłem nacisk na świadomość w postaci pola. Ponieważ nie można go oddzielić od pola uniwersalnego, z którego początek bierze rzeczywistość, nasze pole świadomości mieści w sobie wszystkie możliwości. Przyszłość, jak sądzę, tę prawdę ujawni. Pole świadomości otwiera wszystkie drogi do pełnego zdrowia i szczęścia, jest w samym centrum kształtowania się nowej rzeczywistości. Przewiduję, iż nasza wspólna przyszłość będzie się wyraźnie rozwijać w taki oto sposób:


1. Coraz więcej ludzi będzie w stanie zrozumieć, czym jest pole świadomości.


2. Wzrost świadomości sprawi, że stale zmniejszać się będzie liczba zgonów z powodu najpospolitszych dzisiaj chorób - nowotworów, udaru mózgu, nadciśnienia, chorób serca - i mniej będzie wszelkiego rodzaju wypadków.


3. Będziemy żyć dłużej i zdrowiej. Wyzwolimy się od alkoholu, papierosów i środków stymulujących. Zaznaczy się postęp w nauce, wspieranej subiektywnym zrozumieniem prawdziwej natury człowieka. Działanie spontanicznie właściwe stanie się powszechne, będzie cechą normalną.


4. Grupy ludzi, którzy opanowali proces transcendowania, będą aktywizować pole świadomości coraz głębiej i z coraz większą dla siebie korzyścią. Wyłonią się jednostki wysoce rozwinięte, ludzie, którzy w pełni rozumieją samoświadomość i jej doznają. Najwyższe doznania nie będą już przypadkowe. Ci wybitni ludzie będą tworzyć idealne zdrowie — będą stale utrzymywać się na szczycie.


5. Gdy głębiej zbadamy dynamikę świadomości zbiorowej, pozwoli ona z powodzeniem rozwiązywać problemy społeczne w jak najszerszym zakresie. Przestępczość wyraźnie spadnie i mniej będzie odchyleń od norm społecznych. Równie wyraźnie zaznaczy się postęp i dobrobyt. Pokój na świecie będzie osiągalny, przestanie być tylko nadzieją. Umysł człowieka znajdzie siłę, by osiągać to, co zamierzy.


Każda tradycja mądrości mówi, że nasz zasięg działania jest nieograniczony. Pole ludzkiego życia jest polem nieskończonych możliwości. W każdym człowieku tkwi w zarodku bóg. Ma on tylko jedno pragnienie. Chce się narodzić.

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Jak medytować (Spiritual Reality - How to meditate) cz.5/5 PL

Jedność jest wszystkim i wszystko jest jednością



"W każdej kropli soków zawiera się pełna wartość całego drzewa"
(MAHARISHI MAHESH YOGI)

"Zobaczyć świat w ziarenku piasku,
Niebiosa w jednym kwiecie z lasu.
W ściśniętej dłoni zamknąć bezmiar,
W godzinie - nieskończoność czasu".  (WILLIAM BLAKE)


Rzeczywistość istnieje, ponieważ na nią przystajemy. Ilekroć rzeczywistość się zmienia, zmianie ulega też nasza na nią zgoda. W historii nauki nazywa się to zmianą paradygmatu. Teoria paradygmatów została po raz pierwszy sformułowana przez znanego profesora historii nauki, Thomasa Kuhna w książce The Structure of Scientific Revolutions, w której przedstawił paradygmat jako strukturę naukową, objaśniającą rzeczywistość. Struktura ta niczym parkan ogradza wszystkie fakty naukowe danej chwili; jest ucieleśnieniem bieżącego poglądu na świat. Na przykład, do roku 1453 wszyscy zgadzali się, że Słońce wschodzi na wschodzie i zachodzi na zachodzie. Pogląd ten potwierdzały zmysły i wszelkie wydarzenia komentowane przez naukę były z tym faktem zgodne. Jednakże w XV wieku nastąpiła zmiana. Obserwatorzy zaczęli zauważać nowe wydarzenia w naturze. Ponieważ natura jest nieskończona i wszechobecna, poprawniej byłoby stwierdzić, że zauważono teraz rzeczy niegdyś niedostrzegane lub niechętnie postrzegane. Kiedy Kopernik postawił hipotezę, że to nie Słońce przesuwa się po niebie, lecz Ziemia obraca się wokół Słońca, nastąpiła rewolucja - stary paradygmat został odrzucony.


Rewolucja to właściwe słowo na określenie tego procesu, jako że wszystko, co dawna rzeczywistość przedstawiała, musiało być ponownie interpretowane. Coś z tym kramem trzeba było zrobić, wymagał on uporządkowania. Należy przy tym rozumieć, że nikt świadomie nie dążył do zmiany paradygmatu. Analizując dokładnie przeszłość widzimy, iż teorie Kopernika, Galileusza i Newtona wniosły niezmiernie interesującą i bogatą rzeczywistość. Ludzie im współcześni byli innego zdania; każdy, kto uznawał powszechnie przyjęte zasady, i poważnie do nich podchodził, szczerze przeciwstawiał się „nowej nauce".


Paradygmat nie jest sam w sobie faktem, lęcz koncepcją. Po to, by zmienić rzeczywistość, koncepcja musi być uznana za słuszną, a to może nastąpić tylko na poziomie świadomości zbiorowej. Prym wiodą geniusze tej miary co Newton i Einstein - można by powiedzieć, że oni przyspieszają powstanie nowej rzeczywistości, ale jeżeli ma ona być zaakceptowana jako coś „realnego", to muszą wszyscy za nimi podążyć. Dziś, ponad pół wieku po powstaniu ogólnej teorii względności, jej przesłanki nie są powszechnie znane. Jeszcze przed piętnastu laty uważano, że względność jest pojęciem zbyt trudnym dla uczniów szkół średnich i nawet sami nauczyciele fizyki często mieli o niej zaledwie wyobrażenie. A jednak jest ona realna. Rzeczywistość jest tym, na co się godzimy. Każdy, kto patrzy na naturę oczami Einsteina i następnych dwóch generacji nowych fizyków, ten rozumie, że nastąpiła wielka zmiana, w wyniku której runą w końcu wszystkie powszechnie panujące poglądy.


Natura jest nieskończona i dlatego żaden paradygmat naukowy nie jest w stanie jej w pełni wyjaśnić. Z chwilą, gdy zmienimy nasze spojrzenie na rzeczywistość, okaże się, że natura może nam ofiarować dużo więcej. Trzeba jasno zrozumieć, że rzeczywistość może się zmieniać, ilekroć nasze spojrzenie na naturę i jej nieskończone możliwości zacznie się tej zmiany domagać. Na ogół nie bierze się tego pod uwagę. Na przykład pogląd, iż Ziemia naprawdę obraca się wokół Słońca, a nie na odwrót, uważa się za niezbitą prawdę.


W rzeczywistości jest to wyłącznie sprawa perspektywy. Zarówno Ziemia, jak i Słońce, zawieszone są w pustej przestrzeni. Ruchy ich są częścią większego ruchu rotacyjnego naszej Galaktyki, sama zaś Galaktyka z ogromną szybkością ucieka od źródła Wielkiego Wybuchu.


To, czy wierzymy, że Ziemia porusza się wokół Słońca, czy też, że Słońce krąży wokół Ziemi zależy od tego, gdzie stoimy, czego chcemy się dowiedzieć i jak się do tego zabieramy. W średniowieczu astrolodzy interesowali się głównie sprawami, które były dobrze zrozumiałe przy umieszczeniu Ziemi w centrum ich map astrologicznych. Jeżeli jednak chcemy być bardzo dokładni, lepiej i prościej będzie wyrysować Układ Słoneczny ze Słońcem w centrum, wtedy bowiem wszystkie planety poruszać się będą wokół niego po regularnych orbitach eliptycznych. Według starego systemu planety musiały cofać się i wykonywać tak zwany „ruch wsteczny". Patrząc na nocne niebo wydaje nam się, że planety ten właśnie ruch wykonują. Taka była rzeczywistość starego systemu i po dziś dzień wyczytujemy to na mapach astrologicznych.


Nie akceptujemy faktów, które nie pasują do naszego widzenia świata. Czasami dowiadujemy się, a nawet sami obserwujemy, że nowotwór złośliwy samorzutnie się cofnął, że można być umysłowo sprawnym, mimo iż została usunięta część mózgu, że ktoś umysłowo upośledzony, bez pobierania nauki, może siąść i zagrać koncert fortepianowy Czajkowskiego, że ktoś umysłowo niedorozwinięty potrafi w jednej chwili wykonać zawiłe obliczenia matematyczne, czy też że człowiek może chodzić po rozżarzonych węglach (to tylko kilka ciekawych przykładów opublikowanych w ostatnich latach). Wydarzenia te ciągle nie są dla nas realne, gdyż brak nam do tego podstaw. Podstawy te to, po pierwsze, nowe wyjaśnienia tych faktów, lepiej uzasadnione niż dotychczas oraz, po drugie, zmiana w świadomości zbiorowej, zdolna w pełni tworzyć nową rzeczywistość.


Zmierzam do tego, iż zdrowie doskonałe jest realne dla każdego, że każdy może poszerzyć swój udział w nieskończonej inteligencji. Cokolwiek umysł człowieka potrafi sobie wyobrazić, to umysł człowieka może osiągnąć. Rozległy obszar natury, dotąd nie wyjaśniony przez panujący obecnie światopogląd i przez naukę współczesną, wkrótce się odsłoni. Gdy to nastąpi, świadomość zbiorowa odkryje przed człowiekiem rzeczywistość znacznie bogatszą niż ta, jaką znał do tej pory. Jest to doprawdy jedyny powód, dla którego ludzkość, zbiór indywidualnych umysłów, zmienia swoje spojrzenie na rzeczywistość; możliwość rozwoju jest nam przynależna. Nasze umysły są nieodłączną częścią natury i dlatego mamy swój udział w jej ewolucji, w sile, która sprawia, że wszystko w naturze rozwija się, by ujawniać nieskończone możliwości inteligencji.


To zrozumiałe, że każdy nowy paradygmat wywołuje sprzeciw. Każdy paradygmat wyjaśnia wszystko. Nasz obecny paradygmat zakłada na przykład, że jest „niemożliwe", by wewnętrzna rzeczywistość człowieka i zewnętrzna rzeczywistość świata w pełni z sobą harmonizowały; my go akceptujemy. Nowy paradygmat również wyjaśni wszystko, a poza tym wyjaśni więcej. Oto niektóre oznaki tych zmian i sprawy, które doczekają się wyjaśnienia:


1. Gdy pewną liczbę szczurów doświadczalnych wdroży się do nowego zadania, na przykład, nauczy się je przebiegać przez zawiły labirynt, jak stwierdzają niektórzy badacze, szczury w innych częściach świata wykonują to samo zadanie znacznie łatwiej. Szczury owe nie są powiązane genetycznie z pierwszą grupą; są to po prostu szczury nie mające żadnego fizycznego kontaktu ani sposobu porozumiewania się z grupą eksperymentalną. Wydaje się, że są bardziej pojętne tylko dlatego, że pierwsza partia szczurów już się tego zadania wyuczyła.


2. Jeszcze bardziej fascynująca jest historia małp japońskich, żyjących w warunkach naturalnych na wyspie Koshima, z dala od głównych wysp Japonii. Ta naukowa opowieść stała się dość znana za sprawą biologa angielskiego, Lyalla Watsona, który opisał ją w swej książce Lifetide. (Napisał on szereg urzekających książek o wydarzeniach w przyrodzie będących wyzwaniem dla świata nauki.)


Tuż po II wojnie światowej naukowcy japońscy, prowadzący badania nad tymi stadami małp pozostawili na plaży ulubione przez nie słodkie ziemniaki. Jednakże pokrył je piasek i małpy nie mogły ich jeść. Później, w roku 1952, pewna młoda małpka, samiczka zwana przez naukowców Imo, wpadła na pomysł znoszenia ziemniaków do strumienia i tam je obmywała. Znalezienie takiego oryginalnego rozwiązania wymagało inteligencji, którą Watson nazywa geniuszem, porównywalnym z odkryciem przez człowieka koła. Pozostałe młode małpki obserwowały Imo, pojęły o co chodzi i wkrótce wiele z nich też myło swoje ziemniaki.


Po pewnym czasie wszystkie młode małpki -myły brudne pożywienie, choć - co ciekawe - dorosłe, co najmniej pięcioletnie osobniki robiły to tylko wtedy, gdy bezpośrednio naśladowały młodsze małpki. Jesienią owego roku wiele małp na wyspie Koshima myło swoje pożywienie, teraz już w morzu, jako że „geniusz" stada, Imo odkryła, iż słona woda nie tylko obmywa pokarm, ale dodaje mu smaku. Według oceny Watsona, postępowało tak 99 małp. Aż pewnego wieczoru nauczyła się tego setna małpka. Oto jak Watson opisuje niezwykłe zjawisko, jakie potem zaobserwował:


Przystąpienie do tego setnej małpy było, jeśli chodzi o liczbę, przekroczeniem swego rodzaju progu, było w jakimś sensie przełomem, od tego bowiem wieczoru robiły to prawie wszystkie małpy w tym stadzie. Co więcej, nawyk ten, jak się zdaje, przeskoczył naturalne bariery i samorzutnie - niczym kryształy gliceryny w zapieczętowanych laboratoryjnych słojach - pojawił się w stadach na innych wyspach i na lądzie stałym w Takasakiyama.


W myśl teorii ewolucji Darwina i jej wersji zmodernizowanej przez genetyków, rzecz taka nie jest możliwa. Jak można samorzutnie przekazać jakąś cechę gatunkowi tej samej generacji, w dodatku jednocześnie i w kilku oddalonych od siebie miejscach? Wspomniana przez Watsona gliceryna w słojach jest takim samym przykładem. Tutaj nowe zachowanie nie było nawet wyuczone przez gatunek żyjący. Spowodowanie krystalizacji gliceryny jest niezmiernie trudne, a jednak, po pierwszej udanej próbie gliceryna samorzutnie skrystalizowała się w szczelnie zamkniętych słojach w innych laboratoriach. Tak, jak w „fenomenie setnej małpy" i tutaj inteligencja oddziaływała na samą siebie, przeskakując bariery tego, co „niemożliwe". Tymczasem takie jest właśnie naturalne zachowanie inteligencji - wpływa na siebie, sama sobą, poprzez siebie. Nie zna żadnych absolutnych granic. Inteligencja oczywiście nie przeskakuje ich bezładnie. W pełni szanuje własne ścieżki, ale wie też, jak otwierać nowe. Tworzy nowe realia, gdy zachodzi taka potrzeba.


Komentując omawianą przez nas świadomość zbiorową, Watson wypowiedział znaczącą uwagę: „Być może, gdy wystarczająco wielu z nas uważa, iż coś jest prawdziwe, to staje się ono prawdziwe dla wszystkich". Einstein mówił bardzo podobnie o swoich ideach zawartych w teorii względności.


3. Jeżeli świadomość zbiorowa jest realna, to powinniśmy móc coś z jej pomocą osiągać. Mając to na uwadze, organizacja Transcendentalnej Medytacji przeprowadziła doświadczenia, by dowiedzieć się, czy świadomość zbiorową da się pobudzić i sprawić, aby pomagała lepiej żyć. Rezultaty tych eksperymentów są fascynujące, ponieważ dostarczają autentycznych dowodów na istnienie nowego paradygmatu. Dotychczas przeprowadzono kilkadziesiąt eksperymentów, przytoczę tu wyniki tych najciekawszych.


Z badań opublikowanych w roku 1976 przez psychologa dr Candace Borlanda wynika, że kiedy w jakimś mieście rozpoczyna medytacje 1% mieszkańców, to automatycznie następuje tam spadek wskaźnika przestępczości. Dotyczy to 11 miast amerykańskich, w których udokumentowano, że 1% ludności opanował technikę TM. Spadek przestępczości wyniósł tam aż 16%, podczas gdy w podobnych miastach - jak zresztą w całej Ameryce w owym czasie - wskaźnik przestępczości wzrastał. Badanie to było wielokrotnie powtarzane w setkach miast i miasteczek, zawsze z podobnym rezultatem.


W roku 1979 na Uniwersytecie Massachusetts w Armherst zebrała się liczna grupa medytujących techniką TM. W czasie sesji odbywały się tam w określonych porach dnia medytacje grupowe. Fizjolodzy z Międzynarodowego Uniwersytetu Maharishiego w Iowa mierzyli tam czynność mózgu osób medytujących w tym samym czasie (mowa o zaawansowanej technice TM-Sidhis) Nie mając żadnego kontaktu z grupą w Armherst, nie znając pory medytacji tamtej grupy, medytujący w Iowa wykazywali zwiększoną koherencję fal mózgowych dokładnie wtedy, gdy grupa w Armherst zaczynała swoją medytację. Takiej zgodności fal mózgowych nie odnotowano ani przed, ani po tych właśnie porach dnia..


Zimą roku 1983, bardzo duża grupa medytujących, licząca około 7500 osób, zebrała się na konferencji w Iowa, gdzie między innymi odbywały się medytacje grupowe TM, oraz zaawansowane medytacje techniką TM-Sidhis. Socjologowie przestudiowali wtedy kilkanaście zmiennych, mogących oddziaływać na poziom świadomości zbiorowej. Stosując sprawdzone, nowoczesne metody statystyczne stwierdzili oni występowanie pewnych godnych uwagi zmian. Dokładnie w tym czasie poprawiła się sytuacja na rynku papierów wartościowych; po miesiącach stagnacji nastąpiło znaczne ożywienie, akcje szły ostro w górę aż do ostatniego dnia konferencji. Z chwilą, gdy medytacje grupowe 7500 osób zakończyły się, na tymże rynku nastąpił równie gwałtowny spadek. Zmieniły się też inne wskaźniki, choć nie tak wyraźnie. Odnotowano mniej wypadków samochodowych, mniej przyjęć do szpitali, zmniejszył się wskaźnik przestępczości, w dziennikach nie tak często pojawiały się informacje o konfliktach międzynarodowych.


Rezultaty te wydają się niewiarygodne, dopóki nie zrozumiemy, iż rzeczywistość kształtuje się na poziomie świadomości zbiorowej. Wówczas wyniki te stają się wielce obiecujące i dają szansę tworzenia wartościowej i postępowej rzeczywistości. W ciągu ostatnich 15 lat podobne wyniki uzyskano w dziesiątkach eksperymentów testujących wpływ medytacji na krajowy wskaźnik przestępczości, konflikty zbrojne, wypadki samochodowe, występowanie chorób i różne inne wydarzenia wpływające na jakość życia. Według obowiązującego paradygmatu, są to zmienne zupełnie z sobą nie powiązane. Nie ma żadnego powodu, dla którego miałyby one jednocześnie i samorzutnie ulegać poprawie, podobnie jak brak jest uzasadnienia, by wiązać tę poprawę z medytacją grup ludzi w oddalonych od siebie miejscach.


Tymczasem powód istnieje - inteligencja jest jedna. Jeśli inteligencja indywidualna może spontanicznie wpłynąć na czyjeś wyleczenie, wnieść więcej pogodnych, pełnych miłości myśli, usunąć wewnętrzny stres i nastawić umysł na postawy pozytywne, to tego procesu nic nie powstrzyma — jego zasięg będzie coraz większy. Rzeczywistość mamy wspólną i to co jest rzeczywistością jednostki, jest rzeczywistością ogółu. Na poziomie świadomości zbiorowej wszyscy akceptujemy tę właśnie jedyną rzeczywistość. Jest to konieczne, gdyż można ją stwarzać wyłącznie poprzez wspólną inteligencję, inaczej by tej rzeczywistości nie było. Inteligencja jest jedna, tylko przejawia się na nieskończenie różnorodnych szlakach.


Nowy paradygmat powstaje z wielu różnych źródeł. Wspomnieliśmy już o nowej fizyce, która zapoczątkowała zmianę paradygmatu wprowadzając teorię względności. Niektórzy fizycy opowiadają się za tym, by uznać świadomość zbiorową za jedyną hipotezę mogącą uczynić zrozumiałym ten Wszechświat, który postrzegamy i który uznajemy za realny. Biolog brytyjski, dr Rupert Sheldrake, prowadzi pionierskie badania nad „ukrytą siłą", która mogłaby wytłumaczyć takie sprawy jak fenomen setnej małpy. Uważa on, iż zmiany w strukturze roślin i zwierząt mogą de facto powstawać na poziomie bardziej subtelnym niż poziom DNA. Innymi słowy, zamiast opierać się tylko na fizycznej strukturze genów, bada on ich cechy abstrakcyjne, czyli informację przez nie kodowaną. Geny, jak wiemy, nie są czymś tylko fizycznym; przekazują one nagromadzoną wiedzę o całej ewolucji. Dr Sheldrake utrzymuje, że istnieją pola informacji, które właśnie nadają życiu kształty, jakie postrzegamy. Te „pola morfogenetyczne" kształtują życie, zanim przybierze ono swój kształt fizyczny. W istocie reprezentują one „myśli" samej natury.


Koncepcja pola jest w nowej fizyce podstawą wielu rozważań. To, co niegdyś uważano za oddzielne elektrony, lub oddzielne fale świetlne, teraz postrzega się jako przejawy nieskończonych pól. Pola te są „realną" rzeczywistością; to, co dostrzegamy, to tylko lokalne wydarzenia w tych polach. Sheldrake rozszerza koncepcję pola na biologię, a badający TM wprowadzają tę koncepcję w sferę ludzkiej świadomości. Tak właśnie rozszerza się paradygmat, obejmując kolejne dziedziny, dopóki wszystko, co się rozpadło , nie znajdzie się w jego zasięgu.


Dlaczego świadomość miałaby być polem? Badający TM - dr R.Keith Wallace, dr Michael Dillbeck i dr David Orme-Johnson, wysunęli koncepcję pola świadomości, by wyjaśnić wyniki wspomnianych tu eksperymentów. Jak mogą dwa mózgi oddziaływać na siebie na odległość? Jak może medytacja małych, czy też dużych grup wpływać na spadek wskaźnika przestępczości? Uzbrojeni w setki rzetelnych wyników badań naukowcy zajmujący się TM odczuli potrzebę wyjaśnienia ich i skorzystali z nowego paradygmatu. Jeżeli pojmujemy świadomość ludzką jako nieskończone pole, którego lokalnym wyrazem jest każdy poszczególny człowiek, wówczas wiarygodne staje się zjawisko, że jedna część pola może oddziaływać na drugą. Tak dokładnie wygląda działanie pól w fizyce. Kompas w dowolnym miejscu pola magnetycznego Ziemi automatycznie ustawi się w tym polu tak, że wskaże północ. A zatem, jeżeli proces transcendowania pozwala indywidualnie doprowadzić umysł do równowagi i osiągnąć stan maksymalnej koherencji mózgu, logiczne wydaje się, że skutki tego być może odczują także inne umysły. „Ukryta siła" w polu świadomości nadaje kształt owym skutkom, które następnie pojawiają się w postaci rzeczywistości. Siła przestaje być czymś tajemniczym z chwilą, gdy zrozumiemy, że jest nią świadomość. Świadomość, torując inteligencji drogę na poziomie jaźni, sprowadza dobroczynne skutki medytacji. Na szerszej płaszczyźnie wywołuje dobroczynny wpływ na większy obszar inteligencji, jakim jest społeczeństwo.


Prowadzący badania nad TM nazwali ogólny wpływ, jaki wywiera medytacja, efektem Maharishiego. Maharishi Mahesh Yogi w swych naukach o świadomości jako pierwszy przewidział, że proces transcendowania może powodować zmiany na odległość. Jest to najważniejsza cecha efektu pola. Przewidział on również, że do wywołania tego efektu wystarczy niewielka grupa ludzi. Podstawą tych domysłów raz jeszcze była fizyka, w której dobrze znane są przypadki, kiedy to przy zmianie niewielkiej ilości cząstek uzyskiwano zmianę całości. Na przykład, jeśli namagnetyzuje się 1 % atomów w sztabce żelaza, pozostała część sztabki też się magnetyzuje. To samo dotyczy reakcji chemicznych; wystarczy, że zareaguje 1% roztworu, a prawie natychmiast następuje reakcja całości. Wiele innych efektów fizycznych, w tym laser, działa na tej samej zasadzie.


Następnie ten sam sposób myślenia odniesiono do świadomości człowieka. Lyall Watson doszedł do wniosku, iż jeśli wystarczająco dużo z nas uzna coś za prawdziwe, staje się to prawdziwe dla wszystkich. Efekt Maharishiego dowodzi, że do tego nie trzeba zbyt wielu z nas. Ważnym przełomem było tu odkrycie, iż efekt ten musi zachodzić na poziomie głębszym niż poziom myśli. W czasie procesu transcendowania medytujący nie rozmyśla o przestępstwach, o wojnie, chorobie i tym podobnych sprawach i nie usiłuje tego zła pokonać. Po prostu otwiera on swą świadomość na poziom jaźni, na świadomość, jaka istnieje, zanim zrodzą się myśli. Po czym inteligencja samorzutnie dokonuje reszty. Oto komentarz prowadzących badania nad TM: „Ta niezwykła, nowa technika tworzenia spójności w świadomości zbiorowej mogłaby prowadzić nie tylko do polepszenia jakości życia w miastach, jak na to wskazują badania nad przestępczością, lecz także do rozwiązywania konfliktów międzynarodowych i do utrwalania pokoju na świecie".


Innymi słowy, efekt Maharishiego może się rozprzestrzeniać. Jedna, pokojowo nastawiona, nie narzucająca się, lecz spójna świadomość ma niezwykłą siłę - dowodzi tego życie Ghandiego, Matki Teresy i wielu innych, mniej znanych osób. Jeżeli nasza świadomość potrafi rozwinąć się i im dorównać, to wpływ ten jeszcze bardziej się poszerzy. Jeżeli potrafimy pogłębić naszą świadomość tak, aby przekroczyła ona nawet ich doświadczenia, wpływ ten będzie trwały.


Trwałe uzdrawianie i trwały pokój realne są tylko na płaszczyźnie naszego bytu. Dopóki to, czym jesteśmy, oddzielone jest od natury, dopóty natura nam nie pomoże, nawet nasza własna natura. Wielki filozof niemiecki, Martin Heidegger, powiedział, iż groźba, jaka zawisła nad ludzkością, wywodzi się z wewnątrz. Nadciąga ona, ponieważ człowiek przeciwstawia się przepływowi natury, czyli Bytu, a przecież ma z nim współżyć. „Natura ludzka zawiera się w stosunku Bytu do człowieka." Ten byt jest naszym źródłem. Próba życia poza nim niweczy wszystko: „Świat nie uzdrawiany staje się niegodny."


Ludzi przeraża bomba atomowa, lecz sednem sprawy jest świat bez uzdrawiania - to w nim tkwi niebezpieczeństwo, głosi Heidegger. Wszelkie inne zagrożenia - wojna, choroba, nienawiść, śmierć - stąd się wywodzą. Nowe spojrzenie na świat niesie z sobą koniec wszystkich zagrożeń. Heidegger pisze: „Tam, gdzie istnieje niebezpieczeństwo, rozwija się też to, co przed nim ratuje." Wystarczy powrócić do swego źródła, do swego bytu, a natura sama się uzdrowi.


Nie trzeba być naukowcem, by zrozumieć, dlaczego nowa rzeczywistość ostro toruje sobie drogę przez nasze umysły. Świat nie uzdrawiany jest dla nas nie do przyjęcia. Choroba nie jest czymś naturalnym. I nie jest to tylko sprawa cierpienia. W samej głębi naszego jestestwa choroba nas obraża, ogranicza bowiem naszą wolność, a utrata wolności to jedyna rzecz, której inteligencja nigdy nie będzie tolerować. Serce rośnie na samą myśl o zdrowiu, szczęściu i miłości. Kiedy zaczynamy tworzyć zdrowie, ten niegodny świat, wzniesiony przez nasze umysły, przekształca się w rzeczywistość wyższego rzędu, w świat serca. Serce ludzkie ogarnia wszystko, co żyje, swoim współczuciem. Jest wewnętrznym królestwem świata, większym od całej obiektywnej przestrzeni. Nasze myśli są niczym doradca, szepczący królowi do ucha. Nawet najmądrzejszy, nie on jest królem. Królem są serce i umysł, uczucia i inteligencja, wszystkie w jednym. Ponieważ zaś każda istota ludzka w sobie je zawiera, każda też może sobą rządzić. Na poziomie naszego bytu mamy wszelką władzę, jaka tylko jest potrzebna do tworzenia nowej rzeczywistości.


Gdy nasza świadomość zawita znów u swego źródła, problemy życiowe znikną. Uzmysłowimy sobie, że one właściwie nie istnieją. W rezultacie wyłoni się inny świat. Uzdrowiony i uświęcony.

niedziela, 13 czerwca 2010

Jak medytować (Spiritual Reality - How to meditate) cz.4/5 PL

Po oświeceniu



Tak, jak transcendowanie jest warunkiem wstępnym dotarcia do świadomości kosmicznej, tak świadomość kosmiczna jest warunkiem wstępnym osiągnięcia wyższego stopnia ewolucji. Stąd wywodzą się wyższe stany świadomości. Nie poświęcę im wiele czasu, lecz są to najwyższe poziomy doświadczenia człowieka. Ci, którzy je osiągają, przewodzą ludzkości. I to od nich wywodzi się wszystko, co w człowieku godne i szlachetne. Jeżeli nastawiamy świadomość w taki sposób, że choroba, cierpienie i śmierć staje się złym snem, czymś nierealnym, niegodnym człowieka, wyższe stany ludzkiego życia okażą się czymś naturalnym. Są porą wiosny, a u nas ciągle trwa zima.


Gdy procesy fizjologiczne utrwalą w sobie świadomość kosmiczną, powiemy, że są oświecone. W sensie dosłownym, nic się złego już w nich nie kryje. Różne stresy i zaburzenia wpływające na nieprawidłowe działanie inteligencji i powstawanie chorób zostaną usunięte. Tam, gdzie niegdyś była ciemność, zapanuje światłość, czyli po prostu inteligencja. W najlepszych chwilach miłości, szczęścia, zdrowia już jesteśmy oświeceni. Po rozciągnięciu tych chwil w czasie na codzienną rzeczywistość osiągniemy świadomość kosmiczną. Do oświecenia nie są nam potrzebne żadne nowe umiejętności; wystarczy pozwolić naturze przetrzeć szlak dla połączeń umysłu i ciała tak, by mogły możliwie najskuteczniej działać.


Maharishi Mahesh Yogi pięknie opisuje wyżyny normalnej egzystencji człowieka. W szóstym stanie świadomości, o jeden stopień wyższej od świadomości kosmicznej, „osiągamy zdolność postrzegania najsubtelniejszych wartości względnych na powierzchni każdego przedmiotu, zachowując jednocześnie niczym nieograniczoną świadomość". Nazywa się to udoskonaloną świadomością kosmiczną. Osiągnąwszy świadomość kosmiczną nasza świadomość dokonała przełomu, a z czasem, kiedy już się to udoskonali, wszystko co widzimy, słyszymy, wąchamy, czego smakujemy i dotykamy, wszystko to stanie się nadzwyczaj piękne. W siódmym stanie świadomości, „każda rzecz postrzegana jest w swej nieskończonej wartości, a przepaść pomiędzy tym, który poznaje, i przedmiotem poznania zostaje usunięta. Poznanie jest całkowite i dogłębne". Maharishi nazywa to świadomością jedności i dodaje, „Poza tym stanem zjednoczenia dalszy rozwój nie istnieje, ponieważ zarówno ten, kto postrzega, jak i przedmiot percepcji osiągnęły tę samą, nieskończoną wartość." W jedności zaczynamy cieszyć się pełnią życia; jest ona realna na co dzień.


Brak wiedzy o istnieniu tych możliwości był ogromnie dla życia krzywdzący. Teraz, gdy o nich wiemy, byłoby jeszcze bardziej krzywdzące trwać przy dotychczasowych realiach, z ich ciągłymi zagrożeniami - tak, jak gdyby były trwałe. Stare realia nie są trwałe. Zmieniają się na poziomie świadomości zbiorowej i ustępują czemuś, co jest zupełnie nowe i znacznie lepsze. Przekonamy się o tym w ostatnim poście, który daje wyobrażenie o jedności.

Spirala hipnotyczna